Dużo czasu minęło, zanim zorientował się, że utracił nie tylko żonę i córkę, ale i dorobek życia. Czy miał do czynienia z oszustką matrymonialną?
24 kwietnia 2018

Karolina J., mieszkanka Stężyna, jeszcze w szkole średniej marzyła o płomiennej i romantycznej miłości. Może gdyby jej marzenia się spełniły, dzisiaj nie ciążyłoby na niej piętno przestępczyni.
Chociaż nie brakowało jej urody i wielu mężczyzn starało się o jej względy, wszystko potoczyło się inaczej. Jak sama mówiła, wyrosła z młodzieńczych uniesień i ustaliła sobie inne priorytety. Po egzaminie maturalnym uznała, że najważniejszym jej celem jest ukończenie studiów, co nie stało w sprzeczności z zamążpójściem. Miała przy tym jeden jedyny warunek: kandydat powinien być mężczyzną wyjątkowym. Ta wyjątkowość nie miała dotyczyć jednak wyłącznie jego urody. Na uczelni, jak sądziła, rozwiązanie takie miało nawet większe szanse powodzenia.
Egzaminy wstępne przebiegły pomyślnie i Karolina J. została przyjęta w poczet braci studenckiej w mieście dość odległym od miejsca swego zamieszkania. Bez większych trudności uzyskała miejsce w domu studenckim i rozpoczęła realizację swoich życiowych planów: otrzymania dyplomu wyższej uczelni i usidlenia bogatego męża.
Wbrew wszelkim kalkulacjom tego jedynego nie spotkała ani na sali wykładowej, ani w uczelnianej kafejce, lecz w pobliżu swego miejsca zamieszkania.
Był młody, przystojny i – co najważniejsze – jak zauważyła Karolina, majętny oraz z perspektywami na jeszcze większe pieniądze.
Ślub Karoliny i jej wybranka, Jędrzeja J., odbył się zaledwie kilka miesięcy po podjęciu przez nią studiów. Młodzi małżonkowie zamieszkali w domu rodziców Jędrzeja, w którym Karolina była jedynie częstym gościem. Przez większą część tygodnia mieszkała w akademiku i do męża przyjeżdżała tylko na weekendy. Niebawem jednak na stałe zamieszkała w domu teściów, bowiem Jędrzej J. wyjechał z kraju. Chciał wykorzystać niebywałą szansę kontraktu w zagranicznej filii firmy, w której pracował.
Natomiast Karolina, przebywając na urlopie dziekańskim, urodziła dziecko, o którym szczęśliwy tatuś dowiedział się z listów i rozmów telefonicznych. To mu jednak nie przeszkadzało – zajęty zdobywaniem pieniędzy nie miał czasu rozmyślać o żonie i nowym członku rodziny. Był też przekonany, że żona i dziecko mają w domu jego rodziców odpowiednią opiekę i niczego im nie brakuje, zwłaszcza że z zagranicy wspomagał ich finansowo. Swoją pociechę ujrzał po raz pierwszy po przyjeździe na wakacje następnego roku. Jego radość była tym większa, że z wyprawy na „saksy” przywiózł pokaźną sumkę: ponad 7 tys. dolarów amerykańskich. Również Karolina nie kryła swego entuzjazmu. Była pewna, że chociaż małą część tej kwoty będzie mogła przeznaczyć na własne potrzeby i olśni koleżanki szałowymi ciuchami.
Tymczasem okazało się, że musiała zadowolić się kilkoma drobiazgami, które małżonek przywiózł jej z zagranicy. Zarobione pieniądze Jędrzej postanowił bowiem wpłacić w banku na lokatę terminową.
Chociaż żonę mianował pełnomocnikiem, nie pozwolił jej dysponować rachunkiem.
Za resztę zarobionych pieniędzy kupił jej kilkuletniego volkswagena, co miało zrekompensować brak innych prezentów, tak bardzo pożądanych przez Karolinę.
Były też inne wydatki, bowiem postanowili, że Karolina wróci na przerwane studia. Troskliwy mąż wynajął dla niej stancję niedaleko uczelni oraz opiekunkę do dziecka, aby miał się nim kto opiekować, kiedy Karolina będzie na zajęciach. Co prawda było to mieszkanie krewnej Karoliny, ale nigdy nie ma nic za darmo i zarówno za mieszkanie, jak i za opiekunkę do dziecka Jędrzej J. zapłacił uzgodnioną kwotę.