W ekskluzywnej restauracji sushi, bardzo kameralnej bez kamer i podglądania magle zaczęły znikać płaszcze. Jak nie stracić renomy i złapać złodzieja?
21 września 2019
Otwarcie bardzo ekskluzywnej restauracji w K., serwującej sushi, odbyło się z wielkim hukiem. W mieście działało kilka lokali tego typu, ale nie każdy cieszył się renomą. Z prostej przyczyny – produkt wysokiej jakości i szybko przetransportowany kosztuje.
Młody biznesmen Oskar O. postanowił pokazać mieszkańcom, jak smakuje świeża, surowa ryba, bo taka była specjalność lokalu. Nie chciał poszerzać menu o opcje wegetariańskie czy inne udziwnienia. Do powstania pomysłu otworzenia lokalu z sushi rodem z Japonii w dużej mierze przyczyniła się jego śliczna, młoda żona Aya (oczywiście Japonka). Poznali się na studiach. Była to miłość od pierwszego wejrzenia, której żar nie gasł mimo upływającego czasu.
Kiedy postanowili uruchomić restaurację sushi, mieli określoną wizję lokalu. Jedzenie na najwyższym poziomie, elegancko, niekrępująco, jak w domu, bez kamer, ochrony i poczucia, że cały czas ktoś cię obserwuje. Tworzyli miejsce, gdzie można było zawrzeć znajomości, które nie raz procentowały w karierze zawodowej. Dlatego tak ważna była intymność. Wszystko zmierzało w dobrą stronę. Dobra jakość sama się broniła, mimo wysokich cen. Jednak po kilku miesiącach funkcjonowania restauracji, zaczęło w niej dochodzić do bardzo nieprzyjemnych incydentów. Co jakiś czas z samoobsługowej szatni ginęło wierzchnie okrycie klientów, a raczej klientek. Oczywiście były to markowe ubrania.
Oskar O. rozważał zatrudnienie szatniarza, ale to nie było zgodne z jego ideą. To miało być miejsce, gdzie obsługa dyskretnie usługuje gościom, a nie na dzień dobry wydaje numerek. Zastanawiał się także nad instalacją kamery, ale nie był zwolennikiem tego rozwiązania. Dlatego zdecydował się na inny krok. Zatrudnił prywatnych detektywów, którzy mieli za zadanie wmieszać się w gości i dyskretnie obserwować towarzystwo. Pomysł ten szybko trzeba było zrewidować, bo detektywi wzbudzali niezdrowe zainteresowanie za każdym razem, kiedy wychodzili kilka sekund po gościach opuszczających lokal, a potem wracali do stolika. Postanowili zatem podzielić się rolami: kiedy jeden był w restauracji, drugi kręcił się przed wejściem. Telefonicznie przekazywali sobie informacje, jeśli zauważyli coś podejrzanego.
Pewnego dnia czuwający na zewnątrz detektyw zadzwonił do kolegi siedzącego w lokalu:
– Przed chwilą z restauracji wyszły dwie kobiety, chyba koleżanki. Jedna w ciąży. Zwróciłeś na nie uwagę?
– Tak, zachowywały się normalnie. Ta z brzuszkiem wychodziła dwa razy do toalety. Siedziały w końcu sali. W szatni nie zabawiły specjalnie długo, ale widziałem, że jedna z nich miała długi płaszcz. Ta ciężarna miała beżową kurtkę.
– A moim zdaniem te panienki mają coś do ukrycia. Idę za nimi. Dołącz do mnie.
Dlaczego jeden z detektywów postanowił śledzić koleżanki?
Rozwiązanie zagadki kryminalnej na kolejnej stronie.