W mundurze milicjanta nie zagrał w ani jednym odcinku. Mimo to, a może właśnie dlatego, porucznik Borewicz został najpopularniejszym oficerem milicji
10 października 2020
„Służbę” rozpoczął w 1976 roku, zakończył po jedenastu latach. W czasach PRL-u ludzie lubili funkcjonariusza Milicji Obywatelskiej. I to nie jest dowcip!
Popularnością wśród mundurowych przebija go tylko kapitan Hans Kloss. Potwierdzają to zresztą sami twórcy serialu „07 zgłoś się”. W odcinku „Brudna sprawa”, w epizodycznej roli, pojawia się gościnnie Stanisław Mikulski (Kloss). Jego obecność na dworcu Łódź Fabryczna kwituje porucznik Zubek, zwracając się do porucznika Borewicza:
– Ale w mundurze to mu jednak lepiej.
– Komu? – pyta Borewicz.
– No przecież nie Piłsudskiemu, tylko Klossowi – odpowiada Zubek.
Porucznik i kapitan różnią się nie tylko liczbą gwiazdek na pagonach. Kloss to i szarża, i stawka inna. Jednak dla obu bohaterów seriali wspólna jest wielka popularność i sympatia widzów.
Porucznikowi Borewiczowi było trudniej ją osiągnąć, bo działał „za komuny” (serial kręcono w latach 1976-1987), w czasach Milicji Obywatelskiej. Formacji z definicji służącej do walki z przestępczością, utrzymania ładu i porządku oraz zapewnienia bezpieczeństwa publicznego. W ówczesnej rzeczywistości politycznej oznaczało to także aparat przemocy i utrzymania władzy.
Swojski twardziel
Porucznik Borewicz ma świadomość, że większość społeczeństwa nie czuje sympatii do milicji, nie szanuje jej. Raz tylko zaapeluje:
– Ludzie, troszkę zaufania!
W odpowiedzi usłyszy:
– Niech pan nie będzie śmieszny! Wy i zaufanie…
Sławomir Borewicz – inteligentny, oczytany, dobrze wykształcony – nie oburza się. Wie z kim pracuje. Zna powiedzenie: Nie matura, lecz chęć szczera… Mniej rozgarniętym kolegom oficerom, poczciwemu Zubkowi i karykaturalnemu Jaszczukowi, docina na każdym kroku. Kiedy Borewicz razem z Jaszczukiem znajdują na biurku sierżant Anny Sikory książkę „Ciąża, poród, połóg”, zaskoczony Jaszczuk stwierdza:
– Przecież koleżanka Sikora jest…
– Panną, chciał pan powiedzieć. Ale tego się nie robi obrączką – kpi Borewicz.
Porucznik zna swoją wartość i ma tzw. gadane:
– Ja pracuję w takim resorcie, w którym ludzie z pani środowiska lubią mieć znajomych, ale niechętnie się z nimi pokazują. Jestem gliniarz.
– To mnie pan zaskoczył.
– Bo nie sprawiam wrażenia faceta, który nie odróżnia kaloryfera od akordeonu?
Facet, według Borewicza, może nie mieć ręki, może nie mieć nogi, byleby nie był kaleką. I właśnie takiego swojaka, twardziela widzą w nim inni.
Jedna z postaci, prostytutka, rzuci nawet komplement:
– Jest pan człowiek, chociaż gliniarz.
Niby ofiarność
Nic dziwnego, że taki bohater mógł liczyć na sympatię, a serial na uznanie. Widzowie od razu zaakceptowali i polubili „07 zgłoś się”. Tym bardziej mogą zaskakiwać publikowane po latach nieprzychylne recenzje krytyków. Niektórzy z nich (nazwiska pomińmy) zarzucali serialowi błędy w konstrukcji fabuły, czy też w sposobie narracji: „Niby ukazywał zbrodnię po polsku, niby ofiarność milicji, a w gruncie rzeczy najcenniejsza jest ofiarność widzów, którzy dotrwali do końca…”.
W podobnym tonie pisał inny krytyk, który ganił naśladowanie amerykańskich wzorów, zamiast trzymania się nadwiślańskich realiów: „Otrzymaliśmy parodię pościgów samochodowych rodem z „Bullitta”, albo „Francuskiego łącznika”. Otrzymaliśmy porcję bójek, jakże jednak żałosnych! Sądzę, że dorośli, oglądając ten serial, uśmiechali się z politowaniem”.
Nawiasem mówiąc, ten sam krytyk, autor powieści milicyjnych, jako przykład do naśladowania wskazywał radziecki serial „Siedemnaście mgnień wiosny” oraz jego bohatera, Stirlitza…
Po latach, serial o Borewiczu nadal cieszy się sympatią widzów. Zapewne także tych, których bawią żenujące kawały o agencie Stirlitzu.
– Stirlitz, co jest lepsze: radio czy gazeta? – zapytał podejrzliwie Mueller.
– Gazeta, w radio nie zawiniesz śledzia – odparł spokojnie Stirlitz.