W PRL-u państwo głosiło, że sprawy związane ze sprawiedliwością załatwia za obywateli, bywało jednak, że owi obywatele brali sprawy w swoje ręce
2 października 2018
Najczęściej działo się tak w sytuacjach, gdy „władza” udawała, że nic nie widzi albo była po prostu bezsilna. A takie przypadki, pomimo wszechobecności aparatu bezpieczeństwa, także się zdarzały.
Zenon B., 50-letni wówczas kierownik zmiany w dużym zakładzie zajmującym się produkcją elementów stalowych, powszechnie znany był jako „Kogut”. Zakład pobudowano w S. na terenach typowo rolniczych, kompletnie bez sensu, bo w dużym oddaleniu od hut czy kopalń, mogących dostarczać zapasy surowca i opału niezbędnego do produkcji wyrobów stalowych. Zdrowa moralnie (czytaj: socjalistycznie) robotnicza załoga miała stanowić przeciwwagę dla tutejszej społeczności, składającej się z właścicieli indywidualnych gospodarstw rolnych i drobnych rzemieślników, a więc z elementu uznawanego za politycznie niepewny.
Z tym zdrowiem moralnym bywało różnie, a przykładem totalnego zaniku moralności był właśnie Zenon B., który w 1984 roku został kierownikiem zmiany na wydziale zajmujących się wstępnym czyszczeniem wytapianych lub odkuwanych elementów stalowych do maszyn i konstrukcji. Praca w tym miejscu nie była szczególnie ciężka, bo polegała na wieloetapowym myciu i czyszczeniu elementów przesuwających się po taśmie. Wykonywała ją więc załoga składająca się w większości z kobiet. Właśnie to stało się powodem problemów z Zenonem B., zwanym później „Kogutem”.
Wykorzystując fakt skupienia na pracy przy taśmie, pozwalał on sobie na różne poufałości wobec atrakcyjnych kobiet. A to którąś uszczypnął, a to chwycił za pośladek, a to niby udzielając instrukcji, przycisnął inną od tyłu. Ba, bywało, że bardziej spoufalony cmoknął w szyję lub chwycił za pierś! Część kobiet, te niby „poufałości”, przyjmowała z chichotem i udawanym oburzeniem, ale większość gwałtownie i zdecydowanie protestowała, nie godząc się na „zaloty”.
W dzisiejszych czasach rosnącej świadomości zjawiska molestowania, „Kogut” pewnie szybko straciłby pracę, ale wówczas nie było to takie proste. Zwłaszcza, że Zenon B. bywał złośliwy i np. kobietom, które ostro reagowały na jego zachowanie, potrafił wpisać mniejszą liczbę przepracowanych godzin, a bardziej uległym te godziny dopisywał. Ponadto był szefem wydziałowej komórki partyjnej, więc skarżyć się na niego nie było łatwo. No bo do kogo?
Jak pracownice poradziły sobie z „Kogutem”? Przeczytaj w najnowszym „Detektywie Extra” 4/2018
Więcej ciekawych i intrygujących tematów kryminalnych znajdziesz w najnowszym wydaniu kwartalnika „Detektyw Extra” nr 3 w sprzedaży do 22 września 2018 roku, a także w wersji elektronicznej do kupienia TUTAJ oraz w wersji do słuchania dostępnej TUTAJ.