Zasiedli przy stole, pomodlili się i wydali wyrok. W Zaduszki wymordowali sołtysa i jego całą rodzinę. Była to jedna z najokrutniejszych zbrodni PRL-u
2 listopada 2017

Czesław Zakrzewski miesiąc po aresztowaniu usłyszał zarzut wzięcia udziału w zbrodni na rodzinie Lipów! Niebawem za kraty trafił także jego ojciec i młodszy brat. Śledczy zabrali się za przeszukanie domu i gospodarstwa Zakrzewskich. Gromadzono dowody. Wśród nich były m.in. kolekcja noży, kłębki białej owczej wełny, pończochy damskie, buty damskie, męski zegarek, karabin Mauser kaliber 7,92 mm z amunicją i rewolwer typu Nagant.
W lipcu 1970 roku Czesław Zakrzewski dał się namówić współwięźniowi z celi (w rzeczywistości agentowi służb śledczych) na napisanie listu do Radia Wolna Europa. W liście obszernie opisywał swoje zbrodnie, przedstawiając je jako walkę z władzami komunistycznej Polski. Następnego dnia w celi została przeprowadzona rewizja i list trafił do śledczych.
Czesław opisał zabójstwo pięcioosobowej rodziny Lipów, którego dokonał wspólnie z ojcem i bratem. Przyznał się także do zabójstw trzech innych osób: Bolesława Hartunga, Jana Żaczkiewicza i Jana Borowca. W nich także wziął udział wspólnie z ojcem. Podał też motyw – zamordowane osoby były związane z aparatem administracyjnym ówczesnego państwa polskiego.
Bolesław Hartung został zamordowany w 1954 roku w Michałowie. Przy zwłokach zastrzelonego na leśnej drodze mężczyzny znaleziono odłamki pocisków, pochodzących z karabinu Mauser kaliber 7,92 mm. W grudniu 1957 roku w Trzeszkowie zastrzelono sołtysa Jana Żaczkiewicza – morderstwa dokonano w nocy, a zabójca, pukając do okna mieszkania zamordowanego, zostawił ślady linii papilarnych – okazało się, że należą one do Czesława Zakrzewskiego. Z kolei w maju 1960 roku w Rzepinie zginął sołtys Jan Borowiec.
W obliczu powyższych faktów Zakrzewscy zaczęli mówić. Co prawda kręcili w wyjaśnieniach, odwoływali je, zmieniali, to znowu potwierdzali. Początkowo Czesław twierdził, że Lipów zamordował sąsiad. Wskazywał nawet miejsce, gdzie ów mężczyzna miał skryć łupy. Ostatecznie przyznali się do wszystkiego. W przypadku trzech pierwszych czynów winni byli ojciec i starszy syn – Czesław, ponieważ Adam był jeszcze zbyt mały. Jednak w zabójstwie rodziny Lipów najmłodszy syn brał już udział.
Czesław Zakrzewski opisał zabójstwo pięcioosobowej rodziny Lipów, którego dokonał wspólnie z ojcem i bratem. Przyznał się także do zabójstw trzech innych osób. Swoją morderczą działalność określił jako walkę z władzą komunistyczną.
Będzie się dobrze paliło
Na podstawie zeznań Zakrzewskich można było wreszcie ustalić, co wydarzyło się tragicznej nocy 2 listopada 1969 roku i jak wyglądały poprzedzające ją godziny. Było późne popołudnie, gdy Czesław Zakrzewski przyszedł do ojca. Nie zastał go jednak. Na miejscu był tylko młodszy brat Adam. Czesław powiedział mu, żeby nie szedł tego dnia na imprezę, bo jest robota. Adam ponoć wzruszył ramionami, a po kolacji poszedł spać. Zbudził go brat: – Wstawaj, Adaś. Idziemy po pieniądze do Lipów.
Adam podobno nie miał na to ochoty, ale po chwili zajrzał do ojca, u którego już siedział Czesiek. Zobaczył, że manipulują przy broni. Jeden z nich miał rewolwer, drugi karabin. Niedługo potem wszyscy trzej wyszli z domu. Adam wziął siekierę, Czesław – Mausera i nóż, a ojciec rewolwer i nóż. Najmłodszy próbował jeszcze odwieść ich od morderczego zamiaru, sugerował, aby wrócili do domu. Nie odstąpili jednak od swoich krwawych planów.
– Solidnie wieje, będzie się dobrze paliło… – podsumował wątpliwości syna Józef Zakrzewski.
– Raz! – krzyknął Czesław Zakrzewski.
Na ten umówiony znak ze stajni wybiegł Adam i uderzył kobietę obuchem siekiery w głowę. Dalej wydarzenia potoczyły się błyskawicznie.
Józef Zakrzewski wbiegł do domu z Adamem. Między sienią a kuchnią natknął się na przebudzonego Władysława. Zaczęli szamotać się, kiedy do akcji wkroczył Czesław. Kolbą karabinu uderzył Lipę w głowę, a Józef pchnął go nożem. W tym czasie do kuchni wszedł Mieczysław Lipa. Stary Zakrzewski mierzył do niego z broni i żądał pieniędzy.
Sołtys chwilę opierał się, wreszcie uległ, podszedł do łóżka matki, sięgnął do siennika i wyciągnął spod niego plik banknotów. Adam chwycił gotówkę i pobiegł do stodoły po słomę. Kiedy wrócił, Mieczysław leżał na podłodze. Marianna Lipa pojękiwała, leżąc w swoim łóżku, a z pokoju, w którym spała Krystyna, dochodziły odgłosy uderzeń…
Niedługo potem Adam z ojcem pod osłoną nocy oddalili się z gospodarstwa Lipów. Na miejscu został tylko Czesław, który motyką dobił Zofię i Mariannę. Potem rozsypał po mieszkaniu słomę i odpalił kilka zapałek…
Złe ludzie
Proces rozpoczął się w marcu 1971 roku. Był relacjonowany przez telewizję i prasę. Co ciekawe, sprawozdania prasowe były ubogie w komentarze. Zupełnie tak, jakby dziennikarzom brakowało słów, by opisać przerażającą zbrodnię popełnioną przez Zakrzewskich. Ludzie tłumnie pojawiali się przed gmachem sądu i kiedy tylko ich oczom ukazywali się wyprowadzani z samochodu mordercy, wykrzykiwali pod ich adresem jak najgorsze obelgi.
Do sądu zaczęły docierać anonimy z sugestiami, aby nie bawić się tak długo z tymi łobuzami. Przed gmachem sądu co rusz rozlegały się okrzyki: Zakrzewscy na szubienicę!
Świadkowie kolejno rozpoznawali przedmioty znalezione u Zakrzewskich, a należące do Lipów. Podczas rozpraw Józef Zakrzewski odgrywał rolę jak profesjonalny aktor: kulił się i słabł. Zdaniem widowni udawał. Nie lepiej zachowywał się jego syn Czesław. Zresztą kiedy tylko trafił do celi, zaczął symulować chorobę psychiczną: bełkotał, czołgał się po podłodze, płakał. Przez pierwsze trzy miesiące nie wypowiedział podczas przesłuchań ani jednego słowa. Miał nadzieję, że będzie uznany za chorego psychicznie.
– Za co zabiliście Lipów? – pytał sąd. – Poszli my odebrać pieniądze – wyjaśniali Józef i Czesław. – Te, które kiedyś trzeba było zapłacić za niewywiązanie się z obowiązku dostaw. Kiedyś Lipa, jako poborca, przyszedł po tucznika…