Wbrew prawu w oparach gorzałki, czyli absurdalne przestępstwa popełnione pod wpływem alkoholu. Przegląd komicznych zdarzeń prosto z policyjnych akt
30 sierpnia 2017
Pewnego dnia, pod wpływem nagłego impulsu, zapewne wzmocnionego solidną dawką alkoholu, K. wraz ze znajomymi od kieliszka postanowił przekuć swoje marzenia w czyn. Skoro gorzałka była nieosiągalna drogą powszechnie znaną i akceptowaną, to Andrzej postanowił ją zdobyć sposobem mniej oficjalnym – poprzez włam i kradzież.
Skok na sklep precyzyjnie zaplanował na chłodną marcową noc 2010 roku, z poniedziałku na wtorek. Data nie była wybrana przypadkiem – poniedziałek był dniem dostawy nowego towaru, a więc technicznie rzecz biorąc, tej nocy najwięcej zgrzewek i kartonów alkoholu było do wzięcia.
Gdy zapadł zmrok, Andrzej razem z dwoma kompanami ruszyli do akcji. Z pomocą łomu sforsowali szybę w drzwiach wejściowych i wślizgnęli się do środka. Wszystkie dobra porozstawiane na półkach i trzymane na zapleczu teraz stanęły w zasięgu ręki. Mężczyźni bez chwili zastanowienia ruszyli do plądrowania półek, przerzucając interesujące ich towary do pojemnych worów, które wzięli ze sobą. Dział mocnych alkoholi praktycznie wyczyścili do cna.
Choć według pierwotnego planu, konsumpcja płynów miała nastąpić dopiero po ewakuowaniu się ze sklepu, mężczyźni podekscytowani tak prostą, szybką i póki co bezbłędnie przeprowadzoną akcją, postanowili – będąc jeszcze na miejscu – uczcić swój sukces. Otworzyli whisky zabrane z najwyższej półki i wznieśli toast, każdy swoją flaszką. Po chwili przyszedł czas na kolejny toast i jeszcze jeden i następny…
Andrzej miał już mocno w czubie, ale wciąż narzucał ponadprzeciętne tempo picia. Rozpływał się w smakach whisky, brandy, rumu, aż wszystko wokół zaczęło rozpływać mu się przed oczami…
***
Dochodziła godzina szósta rano, gdy przed wejściem do sklepu stanęły dwie ekspedientki, które o tej porze zaczynały swoją poranną zmianę. Gdy przez rozbitą witrynę dojrzały poprzewracane regały i porozrzucane towary na ziemi, nie miały najmniejszych wątpliwości, że doszło do włamania. Aby nie zacierać jakichkolwiek śladów, nie zdecydowały się wejść do środka, tylko od razu zadzwoniły na policję.
Mundurowi stawili się na miejscu zdarzenia po kilkunastu minutach. Rozpoczęło się standardowe w takich przypadkach zabezpieczanie śladów, które miało pomóc w ustaleniu skali zniszczeń, jak i wskazać ewentualne tropy naprowadzające na sprawców przestępstwa. Zebrano odciski palców z porozrzucanych na ziemi butelek, oznaczono ślady butów należące prawdopodobnie do włamywaczy.
Podczas penetrowania sklepowych zakamarków w pewnym momencie, zza ściany, do uszu funkcjonariuszy dotarł cichy, ale wyraźny odgłos chrapania. Miarowe, jednostajne nabieranie i wypuszczanie powietrza dało się słyszeć z jednego z pomieszczeń na zapleczu. Gdy mundurowi ostrożnym ruchem uchylili drzwi, ich oczom ukazał się Andrzej K. skulony pod ścianą w kłębek, pogrążony w błogim śnie. Spał jak zabity, z objęć Morfeusza nie wyrwały go nawet hałasy i rozmowy towarzyszące zabezpieczaniu miejsca zdarzenia.
– Pobudka! Policja!!! – krzyknął jeden z policjantów w stronę złodzieja-śpiocha. Andrzej zerwał się na równe nogi, niczym rażony piorunem. Półprzytomny, jedną nogą jeszcze we śnie, drugą na jawie – jak to często bywa w pierwszych sekundach po gwałtownym przebudzeniu – nie miał pojęcia, co się wokół niego dzieje. Gdy po chwili zaczęły do niego docierać strzępki myśli, zobaczył wokół siebie trzech rosłych policjantów z kajdankami w dłoni.
– Rozbita szyba… Przetrząsanie regałów i półek w sklepie… Butelka whisky… Potem następna flaszka… – Andrzej odtwarzał na szybko w pamięci ciąg zdarzeń – tych ostatnich, które pamiętał. Gdy wreszcie zdał sobie sprawę, w jak dziwacznej i niecodziennej sytuacji się znalazł, w przypływie emocji rzucił się z pięściami na funkcjonariuszy. Ci bez problemu obezwładnili szamoczącego się pijaczka, zakuli go w kajdanki i zaprowadzili do radiowozu.
– W toku postępowania udało się ustalić, że Andrzej K. zamroczony alkoholem najzwyczajniej w świecie zasnął w trakcie kradzieży z włamaniem do sklepu. Jego dwaj towarzysze, których zatrzymaliśmy jeszcze tego samego dnia, ulotnili się z marketu razem z kradzionym towarem, pozostawiając na zapleczu wspólnika pogrążonego w pijackim śnie – informuje jeden z lubelskich śledczych.
Kilka miesięcy później Andrzej K. został skazany za kradzież z włamaniem na rok i cztery miesiące pozbawienia wolności w zawieszeniu na niespełna trzy lata. Od tego czasu podobno szerokim łukiem omijał sklep, w którym uciął sobie drzemkę. Gdyby ponownie wszedł w konflikt z prawem i w efekcie trafił na dobre za kartki, jedno jest pewne: w celi dostałby do spania własną pryczę.
Nietrzeźwy, ale wciąż poczytalny
Z prawnego punktu widzenia praktycznie każde spożycie napojów wyskokowych skutkuje w pewnym stopniu ograniczeniem zdolności do rozpoznania znaczenia czynu i kierowania swoim postępowaniem. Poziom ograniczenia tej zdolności zależy od wielu czynników, zwłaszcza ilości wypitego alkoholu i tolerancji organizmu na określone dawki „wody ognistej”. Niemniej, nawet znaczne zatarcie umiejętności kierowania swoim postępowaniem w stanie upojenia alkoholowego nie zwalnia z odpowiedzialności karnej za popełnione „na gazie” przestępstwa.
– Nie ulega wątpliwości, że zachowania sprawców działających w stanie nietrzeźwości są niezwykle groźne. Działanie w stanie nietrzeźwości skłania do niekontrolowanych zachowań będących wynikiem gniewu i nadmiernych emocji, przy czym sprawcy ci znacznie częściej podejmują działania ryzykowne. Osoby te nie zawsze są w stanie właściwie pokierować swoim postępowaniem, zatracając wszelkie granice moralne – wyjaśnia dr Joanna Mierzwińska-Lorencka z Zakładu Prawa Karnego INP Polskiej Akademii Nauk.
– Z punktu widzenia prawa karnego, nie oznacza to jednak, że osoby takie nie mogą odpowiadać za swoje czyny. W wielu przypadkach przepisy wręcz zaostrzają odpowiedzialność karną za popełnianie przestępstw pod wpływem alkoholu, czy innych środków odurzających. Jest to swego rodzaju odstępstwo od zasady winy, które podyktowane jest koniecznością prawnej ochrony społeczeństwa przed czynami tej kategorii sprawców. Takie uregulowanie prawne wiąże się przede wszystkim z uwzględnieniem społecznego poczucia sprawiedliwości, które nie akceptuje niepoczytalności wynikającej z nadużycia alkoholu – dodaje dr Mierzwińska-Lorencka z PAN.
***
Lubelski włamywacz, podobnie jak wilk morski z Ustki i traktorzysta z Tczewa, nie uniknęli odpowiedzialności za występki, których dopuścili się „na gazie”. Mało tego – za sprawą swoich nietypowych wyczynów „zapracowali sobie” nie tylko na wyroki i grzywny, ale i na odpowiednie miejsce na kartach historii najbardziej osobliwych i absurdalnych przestępstw popełnionych dla butelki alkoholu. ■
Konrad Buraczewski
Personalia oraz niektóre drobne okoliczności zostały zmienione.