Na przełomie 1819 i 1820 roku „Orle Białym” ukazała się pierwsza rubryka „Sprawy kryminalne”. Kilka razy pisano w niej o Wincentym Grzymale. Kim był?
10 lutego 2020

Prasa już od drugiej połowy XVIII wieku informowała o odbywających się egzekucjach. Były to bowiem wydarzenia ważne, przyciągające uwagę mieszkańców miasta.
Na dobre jednak nastąpiło to razem z rozwojem prasy, gdy gazety zaczęły gonić za sensacją, a publiczne egzekucje takimi były, podobnie jak morderstwa i inne zbrodnie zdarzające się w kraju.
Za ojca takiej właśnie prasy w Polsce może uchodzić Bruno hrabia Kiciński. Już od 1816 roku zaczął on wydawać w Warszawie liczne periodyki, które jednak miały bardzo krótki żywot, ze względu na srożącą się cenzurę. Były one bowiem treściowo bardzo liberalne, a w tych latach do władzy w Królestwie Polskim zaczęli dochodzić pogrobowcy czasów feudalnych, tęskniący do porządków społeczno-politycznych epoki przednapoleońskiej.
Jednym z takich efemerycznych czasopism był „Orzeł Biały”, dziennik wychodzący na przełomie 1819 i 1820 roku. To w nim właśnie ukazała się pierwsza w naszym kraju gazetowa rubryka: „Sprawy kryminalne”.
Głowa w słoju
W rubryce tej kilkakrotnie przewijała się postać Wincentego Grzymały, blisko 40-letniego lokaja, biegle posługującego się niemieckim i francuskim, już przedtem poszukiwanym przez warszawskie sądy za kradzież. Teraz popełnił większą zbrodnię: razem z jakąś kobietą, której nie ujęto, zamordował krupiera nazwiskiem Lipski. Skazany został na ścięcie z rozpięciem ciała na kole.
Gdy wieziono go specjalnym wózkiem na miejsce kaźni, Grzymała – jak przeczytać można w tej rubryce – zaczął wołać wielkim głosem, że to nie on, ale owa kobieta zamordowała krupiera, jego zaś namówiła do wzięcia winy na siebie. Takie odwołanie poprzednich zeznań w obliczu śmierci miało według ówczesnej procedury kryminalnej moc prawną i sędzia towarzyszący skazańcowi wstrzymał egzekucję.
Skądinąd wiadomo, że Grzymała został ostatecznie ścięty, bo – jak to ustalili dociekliwi varsavianiści – po paru latach karczmarz Haitke z ulicy Freta pokazywał korzystającym z jego lokalu bywalcom obciętą głowę Grzymały trzymaną w słoju. Nie wiadomo czy słój stał wśród innych, na przykład z ogórkami małosolnymi, ale wtajemniczeni twierdzili, że ta reklama ściągała do karczmy licznych klientów.
Czy Haitke wykradł ją z trumny potem jak mistrz sprawiedliwości, odwiecznym zwyczajem, włożył ją do trumny między nogi ściętego nieboszczyka, czy też odkupił ją od Kacpra Böhma, ówczesnego kata? Faktem jest bowiem, że od wieków kaci handlowali szczątkami ofiar, którym wielu przypisywało magiczne właściwości. Szczodrze płacili za sznurki szubieniczne, bardzo cenione przez hazardzistów, gdy grali o wysokie stawki. Podobno – tak przynajmniej twierdzą znawcy przedmiotu – w największej cenie były sproszkowane narządy płciowe, która to driakiew miała podobno moc dzisiejszej viagry!
Stanisław Milewski