Zabójstwo Miss Polski! Agnieszka Kotlarska zginęła z rąk psychofana, kiedy stanęła w obronie swojego męża!
17 sierpnia 2017

Pasmo sukcesów
W 1992 roku Agnieszka Kotlarska poleciała do Stanów Zjednoczonych na zdjęcia próbne, zorganizowane przez jedną z agencji modelek. Efekt tego wyjazdu był taki, że wiosną 1992 roku zaproponowano jej kontrakt za oceanem. To było okno na świat. Jej koleżanki po fachu, chodzące na wybiegu dla polskich projektantów, zazdrościły tych wrót do raju, które stanęły przed młodą Polką otworem.
W tym czasie Jarek dwoił się i troił, aby dołączyć do ukochanej. Zresztą mężczyzna nie miał wyjścia, bo Agnieszka postawiła mu ultimatum, albo ich związek przetrwa – co oznaczało, że powinien do niej przyjechać, albo organizacja konkursów piękności w Polsce.
Otrzymanie wizy wcale nie było takie proste. Był przecież młodym, bezdzietnym kawalerem. Wreszcie udało się. Razem zamieszkali w Nowym Jorku, a Jarek został jej menadżerem. Dziewczyna miała dużo pracy, ale na efekty nie trzeba było długo czekać. Reklama z jej wizerunkiem pojawiła się na wielu bilbordach w mieście. To już był olbrzymi sukces, a okazało się, że to dopiero początek. Zdjęcia Agnieszki pojawiły się na okładkach najpopularniejszych magazynów takich, jak na przykład Cosmopolitan czy Vouge.
Wreszcie do współpracy zaprosił ją sam Ralph Lauren. Wtedy to była jedna z najważniejszych marek w świecie mody i karierach modelek. Kotlarska była główną twarzą firmy przez wiele sezonów. Otwierała jego pokazy mody. Po jednym z nich otrzymała bukiet przepięknych, egzotycznych kwiatów (wart kilka tysięcy dolarów), które Ralph ściągnął samolotem z dalekich krajów, ponieważ takich nie było w Nowym Jorku.
Dzięki kontraktowi z Laurenem zaczęła być znana w świecie mody. Na swoim koncie miała też pracę u takich znanych firm jak Estee Lauder. Zwiedziła cały świat, ale nie chciała zrezygnować z jednej ze spokojnych przystani, jaką był dla niej Wrocław. Razem z Jarkiem postanowili zbudować sobie dom na Maślicach, chociaż póki co mieszkali na Manhattanie. Kiedy była u szczytu kariery, okazało się, że jest w ciąży. Ludzie z branży kręcili nosem, że to zły moment na dziecko, że teraz powinna liczyć się tylko kariera. Jednak przyszli rodzice zadecydowali inaczej. W międzyczasie wzięli ślub w Nowym Jorku.
Córka przyszła na świat w Polsce pod koniec 1993 roku, a Agnieszka w ekspresowym tempie wróciła do formy (wiosną 1994 roku już pracowała!). Wiedziała, że w tym zawodzie czas płynie nieubłaganie, na niekorzyść modelek. Prawdopodobnie dlatego, postanowiła też kształcić się w aktorstwie. Chciała zdobyć dodatkowy zawód, kiedy już będzie zbyt „stara” na wybiegi. Po ciąży nie było śladu. Niektórzy nawet twierdzili, że wygląda jeszcze lepiej niż przed.
Kariera Agnieszki w Stanach Zjednoczonych ponownie nabrała zawrotnego tempa. Mąż z córką dołączyli do niej, gdy mała miała półtora roku. Show biznes stał przed nimi otworem. Bywali na tych samych przyjęciach na które zapraszano najpopularniejsze gwiazdy, np. Madonnę. W tym czasie modelka pracowała dla Calvina Kleina, ale latała po całym świecie m.in. na sesje zdjęciowe. Najczęstsze podróże odbywała jednak między Wrocławiem, a Nowym Jorkiem. 17 lipca 1996 roku miała lecieć z Nowego Jorku do Paryża na sesję zdjęciową.
Razem z nią miał lecieć fotograf. Mąż jednak zasugerował, że bez sensu aby leciała z Polski do Stanów, a potem do Paryża. Lepiej aby od razu poleciała do stolicy Francji, a reszta ekipy niech leci z Nowego Jorku. Spotkają się na miejscu. Okazało się także, że zdjęcia zostały przesunięte. Ostatecznie Agnieszka przystała na takie rozwiązanie. Gdy była już spakowana na lot do Paryża, świat obiegła informacja o katastrofie Boeinga 747. Oczywiście, to był dla niej szok. Przecież miała lecieć tym lotem!!! Potraktowała to jako znak.
W Polskiej prasie pojawiły się informacje o „drugim życiu” naszej miss. Sama Agnieszka twierdziła, że informacja o katastrofie zrobiła na niej piorunujące wrażenie. Kiedy dowiedziałam się, że Boeing 747 spadł i nikt się nie uratował o mało nie zemdlałam – miała komentować wydarzenie.
O tym, jakie szczęście spotkało piękną Polkę przeczytał w prasie Jerzy L., jej dawny wielbiciel. Kiedy Agnieszka na stałe mieszkała we Wrocławiu, łatwiej było mu śledzić jej poczynania, chodzić za nią czy wydzwaniać. Nieregularny tryb życia modelki i częściowa wyprowadzka z Polski skutecznie mu utrudniały kontakty z kobietą. Jednak zamieszczony w prasie wywiad z byłą miss zmotywowały go do działania. Zdobył nowy adres i numer telefonu kobiety…
Chciałem tylko autograf…
W sierpniu 1996 roku, kilka dni po katastrofie samolotu, Agnieszka przebywała z rodziną we Wrocławiu. Szykowali się jednak do wyjazdu do Nowego Jorku na nieco dłużej. Modelka miała podpisać kontrakt, wart półtora miliona dolarów, z firmą Estee Lauder.
28 sierpnia 1996 roku, był zwykłym, niczym nie wyróżniającym się letnim dniem. Agnieszka razem z mężem i córką wyszli z domu, i wsiedli do samochodu. Nagle przy drzwiach auta, od strony kobiety pojawił się Jerzy L. Mężczyzna zaczął wykrzykiwać jej imię i pytać czy go pamięta. Zestresowana modelka nie otworzyła szyby, za to jej mąż postanowił rozmówić się z natrętem i przepędzić go. Nagle w ręku Jerzego L. błysnął nóż, po czym napastnik bez słowa rzucił się na męża byłej miss. Zaczęła się szarpanina, podczas której obaj się przewrócili. Nożownik trafił mężczyznę w nogę. Wtedy Agnieszka wyskoczyła z samochodu, podbiegła do natręta i szarpnęła go za lewe ramię. On odwrócił się i zaczął zadawać cios, za ciosem. Razem cztery. Dokładnie wiedział jak uderzać, bo robił to tak, jakby świadomie chciał zabić. Wszystkie ciosy były zadane w okolicę serca.
To była chwila. Agnieszka leżała w kałuży krwi. Bandyta zaczął uciekać. Mąż kobiety pobiegł po pomoc do sąsiada i wezwać pogotowie. Karetka pojawiła się po około 10 minutach. Niestety nie udało się jej uratować.
W tym czasie morderca biegł przed siebie, aż zastukał do drzwi przypadkowego mieszkania i poprosił o możliwość skorzystania z telefonu. Zadzwonił na policję, powiedział co się stało i poinformował, gdzie jest.
Jerzy L. w sądzie wyglądał jak człowiek pozbawiony chęci do życia. Mówił niewiele i miał kamienną twarz. Raz tylko widać było emocje, gdy powiedział: „Kiedy zadałem pierwszy cios, Agnieszka zakryła ranę dłonią. Miała takie piękne, smukłe palce…”.
Wszystkich dziwiło, jak ktoś pozornie normalny (urodzony w 1960 roku, absolwent Politechniki Wrocławskiej, z zawodu informatyk, wcześniej niekarany) mógł dopuścić się takiego czynu. Brat mordercy wyznał, że nie miał pojęcia, że Jurek kocha się w Kotlarskiej. Ponoć nigdy o tym nie rozmawiali.
Tymczasem biegli uznali, że Jerzy L. w chwili popełnienia czynu nie był poczytalny. Sąd Wojewódzki we Wrocławiu skazał mężczyznę na 14 lat więzienia, a Sąd Apelacyjny podwyższył wyrok do 15 lat.
Tak niski wyrok za morderstwo zbulwersował najbliższych Agnieszki Kotlarskiej i opinię publiczną. Jerzy L. tłumaczył, że nie chciał zabić, że stało się tak przypadkiem. Padły pytania, kto normalny chodzi z nożem? Podobno on zawsze miał przy sobie białą broń. Tak czuł się bezpieczniej. Tłumaczył też, że nic nie chciał od kobiety, był ot, zwykłym fanem. Jedyne czego oczekiwał to szacunku i autografu. Tymczasem ona go ignorowała, a raczej powinna doceniać, że ma tak wiernego wielbiciela.
Mąż kobiety nie wiedział, że dręczy ją psychofan. Agnieszka z tym problemem dzieliła się tylko z przyjaciółką i rodziną. Nie chciała martwić męża. Zresztą mężczyzna był aktywny, kiedy ona przebywała w Polsce i on akurat dowiedział się o tym. Tak, jak wtedy po katastrofie samolotu.
Córeczka i mąż zamordowanej miss wyprowadzili się z kraju. Jarosław w wywiadach mówił, że nie będzie czuł się bezpiecznie, kiedy Jerzy L. wyjdzie z więzienia. Obawy mężczyzny mogą być zasadne, tym bardziej, że morderca podobno zwierzał się kolegom z celi, że marzy aby dokończyć dzieło; zabić męża Agnieszki i jej córkę.