Do komisariatu przyszła zdenerwowana kobieta. Jej córka została porwana. Policjanci natychmiast wzięli się do pracy. Co się stało córką Brodowskich?
27 czerwca 2020
Nadkomisarz Petelski siedział od rana nad stosem zaległej korespondencji służbowej, kiedy do pokoju z impetem wkroczył aspirant Gerdak.
– Po ostatnim weekendzie jest mnóstwo papierkowej roboty. Na biurku leży twoja porcja dokumentów. Do południa wszystko musi być gotowe dla komendanta – przywitał podwładnego Petelski.
W pokoju zaległa cisza. Policjanci zabrali się do pracy. Kwadrans później Petelski wyszedł do sklepu kupić ulubioną kawę, której zapasy właśnie się skończyły. Wychodząc z budynku, usłyszał strzępy rozmowy nieznanej kobiety z oficerem dyżurnym…
– Musicie koniecznie jej szukać. Ktoś na pewno ją porwał. Boję się, czy nie stało się coś złego… Zaintrygowany podszedł do elegancko ubranej damy.
– Nadkomisarz Petelski z wydziału dochodzeniowo-śledczego. Czy mogę w czymś pomóc?
– Oj tak, porwano moją córkę, Katarzynę Brodowską. Ostatni raz z mężem widzieliśmy ją wczoraj wieczorem przed wyjściem do rodziców na brydża. Wróciliśmy już po północy. Drzwi wejściowe były otwarte, ale w oknach ciemno. Byliśmy przekonani, że Kasia śpi, a tylko zapomniała zamknąć drzwi. Wstaliśmy dzisiaj kilka minut przed godziną 8. W mieszkaniu panowała cisza. Od kilku tygodni, przez pandemię, córka nie chodzi do szkoły, całe dnie spędza na nauce przed komputerem. Pomyślałam, że odsypia zarwane noce. Poszłam do jej sypialni, krzyknęłam przerażona. Łóżko było zaścielone, nikt na nim nie spał. Na stole leżała ta kartka…
Kobieta podała policjantowi kartkę z wydrukowanym tekstem: „Porwaliśmy Katarzynę. Zbierajcie 50 tys. zł na okup. Jeśli powiadomicie policję, to zbierajcie na pogrzeb”.
Kwadrans później Petelski z Gerdakiem pojechali do willi Brodowskich. Zastali tam ojca porwanej – Karola, który cały czas czekał przy telefonie na ewentualny kontakt od porywaczy.
– Dzwonili przed kwadransem – powiedział żonie i policjantom. – Pytali, czy przygotowałem pieniądze. Kazali mi jutro rano wsiąść z okupem do samochodu, ruszyć autostradą do Gdańska i czekać na instrukcje.
Policjanci obejrzeli mieszkanie Brodowskich, jednak nie udało im się zabezpieczyć żadnych dowodów porwania, walki albo szarpaniny.
Nazajutrz Brodowski wsiadł do forda mondeo i ruszył w kierunku pobliskiej autostrady, a potem w stronę Gdańska. Po kilkunastu minutach jazdy odezwał się jego telefon komórkowy. W głośniku usłyszał nieznanego mężczyznę:
– Za stacją benzynową będzie wiadukt nad linią kolejową. Zatrzymaj się tam i rzuć na dół pieniądze. Jak odbierzemy przesyłkę, uwolnimy córkę…
Brodowski nie zdążył zamienić z nim ani słowa. Za kilka minut wykonał ich polecenie: z pobocza autostrady zrzucił na dół paczkę z pieniędzmi. Potem ruszył przed siebie. Po kwadransie nieznajomy ponownie zadzwonił.
– Wszystko OK. Jeszcze dzisiaj zobaczysz się z córką. Wracaj do domu.
Panna Brodowska trzy godziny później była w domu. Oprócz rodziców, czekał na nią nadkomisarz Petelski.
– Pani Kasiu, proszę opowiedzieć, co się działo? – zapytał ją, kiedy znaleźli się sami w salonie.
– W niedzielę wieczorem byłam sama w domu. Odrabiałam lekcje. Nagle pękła szyba. Myślałam, że spadł konar z drzewa, bo mocno wiało. Założyłam buty, wyszłam do ogrodu i wtedy ktoś zarzucił na mnie kawał materiału. Napastnik chwycił mnie i kazał iść do samochodu. Chwilę później odjechaliśmy w nieznanym kierunku. Było przynajmniej dwóch napastników. Pierwszy kierował, drugi cały czas siedział obok mnie na tylnym siedzeniu. Powiedział, że zostałam porwana, a wypuszczą mnie po wpłaceniu przez rodziców okupu. Przetrzymywali mnie w nieznanym mi domu, gdzieś na wsi. Było ciemno, jak tam zajechaliśmy i nic nie widziałam. Kiedy do mnie przychodzili, by przynieść coś do jedzenia, zawsze mieli na twarzy kominiarki. Przed kilkoma godzinami powiedzieli, że jestem wolna. Znowu zarzucili mi na głowę chustę, po godzinie jazdy zostawili mnie przy dworcu kolejowym i dali pieniądze na bilet do domu…
– Pani Kasiu, przynajmniej trzy razy złapałem panią na niekonsekwentnych zeznaniach – stwierdził nadkomisarz Petelski. – I po co cała ta maskarada?!
Czy nadkomisarz miał rację?
Rozwiązanie zagadki kryminalnej na kolejnej stronie.