Paweł miał ukochaną Weronikę. Ona była daleko, a atrakcyjna barmanka tak blisko. Nie oparł się jej wdziękom i wynikły z tego same problemy
20 grudnia 2017
Doskwierała mu rozłąka z bliskimi. Najbardziej tęsknił za Weroniką. Dopiero teraz, gdy była tak daleko, uświadomił sobie jak bardzo jej potrzebował. Cóż z tego, że przysyłała mu długie listy i SMS-y, nawet swoje zdjęcia przez komórkę, skoro nie mógł jej dotknąć, przytulić, poczuć zapachu.
Najbardziej pragnął jej ciała. Ale nie ma się co dziwić. Był młodym, dopiero wchodzącym w życie mężczyzną. Miał swoje męskie potrzeby. Spodziewał się specjalnego prezentu od Weroniki podczas przyjazdu dziewczyny na przysięgę. Zresztą wielu żołnierzy czekało na taką okazję. Weronika nie sprawiła mu zawodu, owszem przyjechała wraz z jego rodzicami. Była bardzo miła, serdeczna, zapewniała, że kocha, tęskni i płacze. Niestety, w kulminacyjnym momencie ze wstydem opuściła wzrok i szepnęła, żeby się nie gniewał, ale nic z tego dziś nie będzie, bo w nocy, w czasie jazdy pociągiem dostała okres…
– Przepraszam – bąknęła, widząc jak bardzo jest zawiedziony. – Nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciała…
– To nie twoja wina – odrzekł. Był jednak zły i z trudem ukrywał gniew. Tak długo czekał… – Po prostu tak się złożyło.
Wieczorem długo nie mógł zasnąć. Kręcił się niespokojnie na posłaniu, czując, że jeszcze trochę a eksploduje.
Żołnierz i barmanka
Na przepustki nie jeździł do domu, nie opłacało mu się, bo trzy czwarte wolnego czasu spędziłby w pociągu. Dowódcy, wiedząc o tym, udzielali mu przepustek częściej niż żołnierzom mieszkającym w cywilu bliżej jednostki niż Paweł. Ot, taka rekompensata za rozłąkę.
Spędzał te przepustki w S. Jest to małe, senne miasteczko. Niewiele w nim rozrywek. Jedno kino, w którym od dawna już nie wyświetlano filmów, stadion piłkarski, gdzie rozgrywane były mecze czwartoligowej drużyny i kilka knajp. Najbliżej garnizonu znajdował się nieduży bar piwny o wdzięcznej nazwie „Złoty Kufelek”. Z tego względu żołnierze najczęściej tu właśnie biesiadowali. Od lat zresztą.
W „Złotym Kufelku” pracowały dwie barmanki. Starsza (o imieniu Zofia) była siostrą czy też kuzynką właściciela przybytku. Dobra w sumie kobieta, niejednego spłukanego gościa w zielonym mundurze wspomogła dużym jasnym na tzw. krechę. Stara panna, pod sześćdziesiątkę, zupełnie nieatrakcyjna. Najwyraźniej miała słabość do żołnierzy, aczkolwiek starała się tego nie okazywać.
Drugą barmanką była Patrycja, zgrabna 20-letnia panna. Kochała minispódniczki, dyskoteki i wesołe towarzystwo. Nikt, kto ją dobrze lub nawet tylko trochę znał, nie miał o niej dobrego zdania. Zwłaszcza o jej prowadzeniu się.
Narzucała się, i to dość nachalnie, żołnierzom wpadającym tu na kufelek. Trzeba powiedzieć, że wielu ochoczo korzystało z okazji. Paweł Głoziewski należał do tych, którzy opierali się jak mogli zalotom przystojnej barmanki. Miał przecież ukochaną, za którą tęsknił.
Obojętność chłopaka wcale Patrycji nie zniechęcała. Im bardziej nie zwracał na nią uwagi, tym mocniej ona nacierała. Ani trochę nie odpuszczała, gdy reakcją Pawła na jej częste i bardzo miłe zresztą komplementy było milczenie lub zdawkowy, ironiczny uśmiech.
Albo kiedy podając mu piwo, niby przypadkiem potykała się i wpadała na niego, on marszczył brwi i udawał, że akurat w tej chwili przypomniał sobie o jakimś ważnym telefonie.
Nie jest trudno wytłumaczyć jej zachowanie. Mimo młodego wieku, miała spore doświadczenie w sprawach damsko-męskich; wiedziała, że w gruncie rzeczy bardzo Pawła pociąga. Oznaką tego była właśnie udawana – zresztą niezbyt dobrze – obojętność. Cierpliwie czekała więc na okazję.
Okazja
Tego popołudnia był szczególnie zdołowany. Odprowadzał na dworzec kolejowy kumpla z plutonu, który wybierał się na wesele siostry. Jakże mu zazdrościł. Gdy pociąg odjechał, Paweł postanowił poprawić sobie humor. W przydworcowej spelunce wypił z jakimś przygodnie poznanym obdartusem dwie setki wódki, potem kilka piw i znowu setkę. Wyszedł z baru na miękkich nogach. Ani trochę jednak nie rozweselony.
Do jednostki miał wrócić dopiero za dwie godziny. Zdecydował się więc wstąpić jeszcze do „Złotego Kufelka”, bo czuł się niedopity. Zapomniał jednak, że była sobota i knajpkę zamykano nieco wcześniej niż w pozostałe dni tygodnia.
– O, trochę się niestety spóźniłeś – powitała go Patrycja, mocując się z kratami przy drzwiach wejściowych.
– Sorry – mruknął. – W takim razie pójdę sobie.
– Zaczekaj. W tym stanie lepiej nie pokazuj się w koszarach. Musisz trochę wytrzeźwieć.
I zaciągnęła wstawionego żołnierza na zaplecze baru, między transportery wypełnione butelkami piwa. Tam się nim zajęła. W myślach musiał przyznać, że Pati robi to lepiej, z większą fantazją niż jego ukochana Weronika. Wcale się nie bronił; przeciwnie, w pewnym momencie przejął inicjatywę.
– No fajnie, ale teraz wracaj już do jednostki – rzekła po godzinie, naciągając bluzkę. – Miałabym za swoje, gdyby ktoś nas teraz tu przyuważył.