Żeby móc z niej skorzystać, niekoniecznie trzeba było znać PIN. Obaj nastolatkowie wiedzieli, jak płacić zbliżeniowo. Ważna była odpowiednia kwota. Żeby nie wzbudzać podejrzeń, trzeba być pewnym siebie. Stosując tę „zasadę”, odwiedzili kilka sklepów, w których kupili piwo, chipsy i słodycze, płacąc za wszystko skradzioną kartą. Wypili i zjedli tyle, że zaczęło ich mdlić. Dawid wrócił do domu. Marcinowi nie chciało się jeszcze spać.

W tym dniu zrobił ważne dla siebie postanowienie. Zdobyć kasę – takie było jego pragnienie. Nie żeby potrzebował pieniędzy na coś konkretnego. Chciał je po prostu mieć.

Wiktor K. skończył pracę w stolarni i zamierzał wracać do domu, żeby odpocząć. Koledzy wyciągnęli go jednak na grilla. Było całkiem fajnie, czas szybko mijał. Około godziny 23 poczuł w kieszeni wibrowanie telefonu. Zdziwił się. Dzwonił Marcin.

Cześć, gdzie jesteś? – spytał chłopak, a gdy Wiktor mu odpowiedział, oznajmił, że ma do niego sprawę i za kwadrans będzie na miejscu. To nie była sprawa na telefon. Po 15 minutach pojawił się i wywołał Wiktora z imprezy. Wtajemniczył go w swój plan. Ukrainiec miał zafrasowaną minę, ale zgodził się wejść w układ. Marcin wyciągnął smartfona i zadzwonił do matki.

Grażyna O. w napięciu czekała na powrót syna. Widząc na wyświetlaczu jego numer telefonu, poczuła i ulgę, i jednocześnie niepokój. Marcin uspokoił ją, mówiąc, że wszystko jest ok. Powiedział, że był u kumpla w odległej części miasta, a teraz chce wracać do domu. Poprosił, żeby wezwała dla niego taksówkę. On jest nieletni, dyspozytorzy mogą robić problemy. – Najlepiej piknij do Huberta – podsunął matce pomysł.

Po zakończeniu rozmowy z synem, Grażyna O. znalazła w telefonie prywatny numer Huberta W., taksówkarza pracującego w jednej z lubelskiej korporacji. Znali się od dawna. Byli na „ty”. Kiedyś chodzili razem do tej samej szkoły. Grażyna O. często korzystała z jego usług. Hubert W. wiedział, że kobieta samotnie wychowuje nastoletniego syna i ma z nim mnóstwo problemów. Teraz bez wahania zgodził się jej pomóc – Nie ma sprawy. Będzie tam czekał? W porządku, już jadę – powiedział.

 

***

Po kilkunastu minutach Hubert W. przyjechał w umówione miejsce. Chłopak czekał na chodniku. Gdy taksówkarz zatrzymał samochód i otworzył drzwi, zobaczył, że syn jego szkolnej koleżanki nie jest sam. Był z nim ciemnowłosy, dobrze zbudowany mężczyzna przed trzydziestką. W umyśle kierowcy zapaliła się kontrolka. Grażyna nie wspominała o towarzystwie.

Cześć Marcin, co słychać? – przywitał chłopaka, a ten przestawił mu kolegę. – To Wiktor, mieszka z nami – poinformował taksówkarza. Hubert W. odetchnął z ulgą. Urszula wspominała, że wynajęła stancję młodemu Ukraińcowi. Gość jest w porządku, pracuje, ma w Lublinie matkę. Wszystko więc ok.

To co? Jedziemy na chatę?

Tak, ale po drodze wpadniemy jeszcze na Sławinek – odparł Marcin. Taksówkarz chrząknął, miał go tylko odwieźć do domu. A Sławinek to już prawie koniec miasta. Chłopak wyczuł jego wahanie i dodał: – To potrwa parę minut. Nie mów nic mamie…

W czasie jazdy Hubert W. dyskretnie spoglądał we wsteczne lusterko. Marcin próbował rozmawiać z Wiktorem K. o piłce nożnej, zadawał mu pytania, związane z meczami. Ukrainiec odpowiadał monosylabami. Siedział z opuszczoną głową.

Wkrótce dojechali na miejsce. Marcin poprosił Huberta W. o zatrzymanie taksówki w wąskiej uliczce, gdzie po obu stronach znajdowały się rzędy domów jednorodzinnych. Wysiadł z auta i powiedział, że zaraz wróci. Odszedł kilkanaście kroków. Drugi pasażer pozostał w taksówce. Spytał, czy może zapalić. Hubert pozwolił, sam także sięgnął po papierosa. Po chwili zabrzęczała komórka kierowcy. Dzwonił Marcin. Poprosił o przekazanie telefonu Wiktorowi. Rozmowa trwała kilka sekund. Czternastolatek powiedział: – Musisz go zabić! Inaczej będzie lipa…

 

***

Hubert W. tego nie słyszał. W chwili, gdy umieszczał smartfona w uchwycie przy desce rozdzielczej, pasażer wyciągnął z kieszeni nóż, który po kryjomu przekazał mu Marcin. Zaatakował taksówkarza od tyłu, znienacka. Przejechał mu ostrzem po szyi. Następnie przechylił się nad siedzeniem i zadawał pchnięcia w klatkę piersiową. Kierowca zasłaniał się rękami, osłabiając nieco siłę ciosów. Próbował wydostać się z pojazdu.  Udało mu się namacać klamkę. Po otwarciu drzwi, wyskoczył i ruszył co tchu w kierunku zabudowań.

Ratunku, napadli mnie – wołał. Z rany na szyi obficie sączyła się krew. Bał się, że zemdleje. Zorientował się, że bandyci biegną za nim. Słyszał tupot ich kroków.

Ostatkiem sił dopadł do najbliższej bramy i rozpaczliwie załomotał w nią pięścią. Miał szczęście. Mimo późnej godziny, mieszkańcy posesji jeszcze nie spali.

Korzystając z ciepłej, letniej nocy, biesiadowali przy grillu. Słysząc krzyki, pospieszyli z pomocą rannemu kierowcy. Ktoś wezwał karetkę pogotowia i policję. Parę osób próbowało zatrzymać napastników.

– Widzieliśmy dwóch młodych mężczyzn. Niewiele brakowało, abyśmy ich dopadli – powiedzieli później.

Zaatakowany taksówkarz trafił do szpitala. Jego stan był ciężki. Stracił sporo krwi. Najgroźniejsza była rana szyi. Gdyby cios został zadany z większą siłą, ostrze przecięłoby gardło. Mężczyzna doznał też obrażeń klatki piersiowej i kończyn górnych. Miał sporo szczęścia, że udało mu się wydostać z samochodu. Dzięki temu żył.

< 1 2 3>

UDOSTĘPNIJ SOCIAL MEDIACH:

Komentarze

[fbcomments]