Celował do gęsi, a trafił Mirosława P. prosto w czoło. Jak to możliwe, że tak fatalnie chybił? I jaką rolę w tej sprawie odegrała pewna Warszawianka?
8 sierpnia 2019
Zygmunt Z. nie cieszył się dobrą opinią w rodzinnych stronach. Prowadził gospodarstwo na skraju lasu w gminie Trzcianne, w ówczesnym województwie białostockim. Jednak w domu bywał rzadko. Jego całym życiem był las. Tam polował, kłusował, łowił ryby, rozbijał obozy i pędził bimber. Był tak nieuchwytny dla milicji czy leśników, że przez 10 lat tylko dwa razy udało się go przesłuchać, choć ciążyło na nim ponad 20 zarzutów. Pobicia, napaści, kłusownictwo i nielegalna produkcja alkoholu.
Mówiono o nim „Zientarz – człowiek lasu”. W okolicznych wsiach straszono nim dzieci, a z czasem, gdy przestał się pojawiać we wsi, jego postać uznano za legendarną. Jego gospodarstwo stało puste i podupadało, a po człowieku z lasu wszelki słuch zaginął.
* * *
Latem 1978 roku młoda studentka medycyny, Irena W., przyjechała z Warszawy do rodziny swojego narzeczonego Dariusza K., którego gospodarstwo znajdowało się na kolonii, kilka kilometrów od miejscowości Trzcianne. 22-latka całe swoje dotychczasowe życie spędziła w dużym mieście, więc była zafascynowana podlaskim krajobrazem. Podczas pobytu dużo spacerowała, narzeczony zabierał ją do lasu na grzyby lub nad rzekę. Często jeździli do Białegostoku.
Na początku lipca Dariusz K. zabrał swoją matkę na badania do szpitala w Białymstoku. Irena postanowiła wykorzystać ten czas na samotny spacer po okolicznym lesie. Po kilkuset metrach, gdy zarośla się zagęściły, ogarnął ją lekki strach. Przez obfite korony drzew nie dochodziło zbyt wiele promieni słońca. Odgłosy ptaków i zwierząt trochę ją przerażały. Czuła, jakby ktoś lub coś ją obserwowało. Od rodziny K. słyszała legendę o starym młynie, który zapadł się na bagnach i o ruinach leśnej kaplicy, w której ukrywali się powstańcy. Zamierzała tam pójść, by sprawdzić, ile prawdy było w tych opowieściach.
Po godzinie dotarła do bagien, ale skrzydła wiatraka starego młyna nie wystawały ponad mokradła. Zaśmiała się i postanowiła poszukać ruin. Wiedziała, że znajdowały się na brzegu trzęsawiska, około pół godziny marszu w kierunku północno-wschodnim. Zignorowała rady rodziny i narzeczonego, by nie wchodzić zbyt głęboko w las. Sidła, myśliwi, bagna i gęstwina, nie były sprzymierzeńcem młodej dziewczyny z Warszawy.
Po kilkunastu minutach Irena W. zdała sobie sprawę, że zabłądziła. Chodziła w kółko, aż w pewnym momencie dotarła do leśnego traktu. Poczuła, że jest uratowana. Droga prowadziła w kierunku wschodnim, zatem do wsi Dariusza K. Po kilkuset metrach zauważyła zielony samochód zaparkowany na drodze. Dzielił ją od niego jednak spory dystans. Po kilku minutach skojarzyła, że wojskowy gazik mógł należeć do leśnictwa.
Kiedy dotarła do samochodu, nie zauważyła na nim żadnych oznaczeń państwowych. W środku leżał karabin, a pojazd nie był zamknięty. Znów ogarnął ją strach. Przecież leśniczy nie zostawiłby niezabezpieczonego karabinu. To musieli być kłusownicy. Rozejrzała się po lesie. Jej wzrok przykuł ciemny przedmiot w trawie. Wyglądał jak podeszwa buta. Gdy podeszła bliżej, znalazła rannego w głowę mężczyznę. Jako przyszły lekarz nie mogła zostawić go bez pomocy, pomimo faktu że był zapewne przestępcą. Pochyliła się nad nim i rozglądając dookoła, wyciągnęła drżące palce w kierunku jego szyi, by sprawdzić puls.
W pewnym momencie w zaroślach ukazała się przerażająca postać starca w szarym, zniszczonym, nieprzemakalnym płaszczu i wysokich kaloszach. Był zarośnięty, jego siwe włosy sięgały mu ramion i spadały głęboko na czoło. Przez ułamek sekundy spojrzała w jego małe oczy. Wydał dziki odgłos i podniósł rękę, w której trzymał siekierę. Irena W. rzuciła się do ucieczki. Obejrzała się, aby sprawdzić, czy biegł za nią. Dotarła do samochodu i zdążyła chwycić za karabin. Choć nie miała pojęcia, jak korzystać z broni, wymierzyła do mężczyzny, gdy ukazał się na skraju lasu. Zatrzymał się, bąknął coś pod nosem i uciekł z powrotem w zarośla. Przerażona kobieta dzierżąc karabin, zaczęła biec wzdłuż leśnego traktu. Po kilkunastu minutach dobiegła do pierwszych zabudowań.
Jak zakończyła się ta historia? Przeczytaj tekst Konrada Szymalaka pt. „Zientarz” – człowiek lasu, opublikowany w „Detektywie Extra” nr 3/2019.
Spragniony kolejnych historii kryminalnych rodem z minionej epoki? Sięgnij po najnowsze wydanie „Detektywa Extra” – Kryminalny Świat PRL-u nr 3/2019 w sprzedaży od 23 lipca 2019 roku, a także w wersji elektronicznej do kupienia TUTAJ oraz w wersji do słuchania dostępnej TUTAJ.