Kowalscy byli już na emeryturze i dużo podróżowali. Po powrocie z jednego z wyjazdów w domu zastała ich niemiła niespodzianka. Ktoś się do nich włamał
4 kwietnia 2020
Marian i Katarzyna Kowalscy dobiegali 70-tki, od kilku lat byli na emeryturze. Wcześniej Emerytowani lekarze zgromadzili pokaźny majątek i po latach ciężkiej pracy mogli wreszcie inwestować w siebie. Dużo podróżowali po świecie. Wrócili właśnie z weekendowego wypadu do Krakowa, który oczarował ich zabytkami… i nastrój beztroskiego odpoczynku prysł jak bańka mydlana.
Po wejściu do dużej willi ulokowanej na skraju powiatowego miasteczka, natychmiast zauważyli, że na ścianie w salonie brakuje dwóch najcenniejszych obrazów z ich kolekcji, które wyszły spod pędzla Wojciecha Kossaka.
Złodzieje musieli być profesjonalistami lub działali na zlecenie, gdyż inne, mniej cenne płótna, choć większe i bardziej okazałe na pierwszy rzut oka, pozostawili na swoich miejscach. W salonie na parterze otwarte okno z wyciętą fachowo tzw. diamentem szybą wskazywało sposób, w jaki do willi dostali się złodzieje. Teraz też zrozumieli, dlaczego w zamkniętych pomieszczeniach było tak chłodno. Listopadowe powietrze wdarło się we wszystkie zakamarki. Zdenerwowany Marian Kowalski natychmiast wezwał policję.
Na miejsce włamania przyjechał komisarz Tomasz Adamski wraz z ekipą techników kryminalistycznych. Tego dnia przez wiele godzin padał deszcz i na rozmokłej ziemi pod oknem salonu włamywacz zostawił ślady podeszew swego obuwia. Pierwszą czynnością, jaką komisarz Adamski zlecił swoim podwładnym przed wejściem na teren posesji państwa Kowalskich, było właśnie staranne zabezpieczenie wszelkich śladów wokół willi. Policjant z doświadczenia wiedział, że obecność wielu ludzi na miejscu przestępstwa często utrudnia lub wręcz uniemożliwia odnalezienie i identyfikację śladów sprawcy.
Podczas zabezpieczania śladów obuwia włamywaczy, technicy zauważyli na rozmiękłej od deszczu ziemi, prowadzące od siatki ogrodzenia przy ulicy, przez ogród aż do okna salonu, dwa rodzaje odcisków podeszew butów: duże –prowadzące w kierunku domu, według męskiej numeracji obuwia rozmiar 48, które zagłębiły się w ziemi na głębokość 6 mm, oraz mniejsze o rozmiarze 41 lub 42, prowadzące w przeciwnym kierunku, odciśnięte na głębokość 12 mm. Wszystko wskazywało na to, że ślady pozostawili dwaj włamywacze. Było to co najmniej dziwne i zaskakujące, dawało wiele do myślenia… Sprowadzony pies policyjny wprawdzie podjął trop, który stracił na ulicy. Najprawdopodobniej rabusie zaparkowali tam swój samochód, którym odjechali wraz z dwoma skradzionymi obrazami Kossaka.
Zapowiadało się trudne śledztwo. W willi Kowalskich nie ujawniono żadnych znaczących śladów. Pozostała wyłącznie praca operacyjna. Przeglądając policyjną kartotekę recydywistów, którzy w przeszłości często wchodzili w konflikt z prawem, oraz mając doskonałe rozeznanie w środowisku przestępczym na swoim terenie, komisarz Adamski wytypował i polecił zatrzymać celem przesłuchania dwóch mężczyzn, kilkakrotnie karanych w przeszłości za włamania do mieszkań i kradzieże dzieł sztuki. Byli to Wacław Kosiński i Jan Wasiak, przestępczy duet. Ten pierwszy był chudy i niski, drugi wysoki prawie na 2 metry, o atletycznej budowie.
Przeszukanie w ich mieszkaniach ujawniło dwie pary męskich butów o identycznych wzorach podeszew z tymi, których ślady policjanci zabezpieczyli przed domem ofiary włamania. Obydwaj trafili przed oblicze komisarza Adamskiego.
Jako pierwszy zeznawał Kosiński:
– To Wasiak ukradł moje buty, aby zostawić fałszywe ślady i mnie wrobić. Nie mam nic wspólnego z tą sprawą.
Niemal identyczne zeznanie złożył Wasiak:
– To Kosiński musiał ukraść obrazy. Jestem pewien, że zabrał potajemnie moje buty, aby mnie wrobić w tę paskudną sprawę i tym samym skierować śledztwo na fałszywy trop!
Komisarz Adamski znalazł się w trudnej sytuacji. Słowo przeciwko słowu. Zadumał się przez chwilę, spojrzał przez okno. Na gałęziach zostały ostatnie liście, które pewnie lada dzień zdmuchnie kolejna nocna wichura. Wtem coś go olśniło, na pewno nie było to słońce, którego nikt nie widział od ponad tygodnia. Wezwał przed swe oblicze obu mężczyzn:
– Myślicie, że dam się nabrać na wasze zapewnienia. Działaliście razem, im szybciej się przyznacie, tym lepiej, choć w willi Kowalskich był tylko jeden z was i nawet wiem, który!
Czy Adamski Blefował? Jak wytłumaczyć dziwne ślady butów w ogrodzie Kowalskich?
Rozwiązanie zagadki kryminalnej na kolejnej stronie.