Znany profesor Marczak zmarł w swojej willi pod Warszawą. O sprawie huczała cała stolica? Czy zgadniesz jak doszło do jego śmierci?
6 lipca 2019
Prokurator Jan Zawrotny przeglądał notatki do kolejnego rozdziału swoich wspomnień. Miały dotyczyć roli medycyny sądowej przy wykrywaniu sprawców zbrodni. Materia delikatna. Zawrotny wolał nie polegać tylko na własnej pamięci.
Znalazł zapiski specjalisty z katedry medycyny sądowej i wynotował interesujący go fragment: „W historii postępu medycyny sądowej, oprócz sukcesów, zdarzały się także błędne teorie, które odrzucono dopiero po wielu latach. Spośród nich mniejsze znaczenie miały teorie o tzw. postrzale wodnym, zabójstwie przez dodanie do jedzenia tłuczonego szkła oraz propozycja odtwarzania wizerunku sprawcy zabójstwa przez badanie siatkówki oka ofiary”.
Szczególnie ta ostatnia teoria była wykorzystywana w kryminalistyce. Trafiła nawet do filmów i powieści kryminalnych. Nic dziwnego, taki obraz działa na wyobraźnię: ofiara nie żyje, ale w źrenicy oka zapisany jest wizerunek mordercy! Zawrotny sięgnął po laptopa i dwoma palcami, jak dawniej na maszynie do pisania, zaczął stukać w klawiaturę: Ś m i e r ć p r o f e s o r a M a r c z a k a…
Swego czasu o sprawie Marczaka huczała cała Warszawa. Profesor Stanisław Marczak, wzięty lekarz, znany był z kilku namiętności: do pieniędzy, obrazów, kart i kobiet – w dowolnej kolejności. Co najmniej dwie z nich mogły przyczynić się do tragicznego finału jego barwnego żywota. Na tym etapie, ostatnim niestety, zetknął się z Marczakiem prokurator Zawrotny. Nadzorował śledztwo w sprawie tajemniczej śmierci profesora w jego willi w podwarszawskim J.
Stanisław Marczak został znaleziony przy biurku, w swoim przestronnym gabinecie, pełnym cennych mebli, luster i obrazów. Zgon nastąpił prawdopodobnie w wyniku postrzału w prawą skroń. Pistolet, na który miał pozwolenie, leżał obok prawej dłoni denata. O zdarzeniu powiadomiła policję żona profesora, młodsza od niego o 20 lat Danuta O.
Z przesłuchania Danuty O.: „Wróciłam z zakupami do domu. Nie wchodziłam do gabinetu, byłam zła na męża za jego zachowanie. Jak nie karty, to flirty… Ostatnio nawet sklepowa spytała, czy widziałam „Jak pana doktora przywiozła znajoma, to chyba rodzina?”. Zajęłam się gotowaniem. Pomaga mi zwalczyć stres. Nawet upiekłam ciasto, piernik na miodzie. I właśnie z tym piernikiem poszłam na górę. Stanisław jakoś dziwnie się pochylał, jakby drzemał. Podeszłam bliżej. Wtedy ujrzałam krew na blacie i pistolet. Niczego na biurku nie dotykałam. Zadzwoniłam od razu po policję”.
Na pytanie, czy zauważyła coś nietypowego, odpowiedziała, że nie. Może poza kasetką z pieniędzmi, która leżała w innej niż zazwyczaj szufladzie.
Czy doktor Marczak miał wrogów? Komu mogło zależeć na jego śmierci? Odpowiedzi Danuty O. były lakoniczne: „Był dobrym lekarzem. Wiele osób zawdzięcza mu zdrowie, a nawet życie. Wiem, że grywał namiętnie w pokera, ostatnio karta mu nie szła. Był winien komuś sporo pieniędzy. Może ten ktoś się o nie upomniał? Byli też tacy, którym nie podobało się powodzenie Stanisława u kobiet. Ich kobiet”. Kogo miała na myśli? Danuta O. wymieniła nazwisko Waldemara B., bogatego przedsiębiorcy z J., także kolekcjonera
B. wezwany do willi Marczaka, powiedział: „Owszem, znałem Stanisława. Był mi winien sporo pieniędzy. Nie chodzi o karty… Nie rozliczył się za obrazy, które kupił w galerii mojej żony. Okazało się, że na raty. Kiedy przyjechałem po odbiór pieniędzy, rzucił mi jakiś ochłap. Ostrzegłem go, że moja cierpliwość się kończy. Co do pieniędzy i znajomości z moją żoną. Oczywiście, że nie zastrzeliłem doktora Marczaka. Na pistolecie nie znajdziecie moich śladów. Może miał więcej problemów i postanowił je rozwiązać jednym strzałem”.
Istotnie, wszystko wskazywało na to, że Stanisław Marczak popełnił samobójstwo. Na rękojeści pistoletu utrwaliły się ślady jego odcisków palców. Policja nie wykluczała jednak wersji zabójstwa. Ktoś mógł strzelić Marczakowi w głowę, a następnie wsunąć pistolet w prawą dłoń, pozorując samobójstwo.
To wtedy Zawrotny przypomniał sobie o wyczytanej w podręczniku kryminalistyki teorii wizerunku zabójcy na siatkówce oka. Wezwał Danutę O. i Waldemara B. do gabinetu, w którym ciągle pracowali śledczy:
– Proszę państwa, pewna teoria kryminalistyki podaje, że wizerunek zabójcy utrwala się w siatkówce oka ofiary. Konieczna będzie natychmiastowa sekcja zwłok profesora. Badania siatkówek oczu powinny dać odpowiedź, kto stał za śmiercią doktora Marczaka.
– Ależ to niemożliwe! – prawie chórem powiedzieli Danuta O. i Waldemar B.
– Mimo to sprawdzimy – zdecydował Zawrotny, który miał już podejrzenia, jaka była przyczyna śmierci doktora Marczaka.
A ty jak sądzisz, drogi czytelniku?
Rozwiązanie zagadki kryminalnej na kolejnej stronie.