Zwłoki 12-letniej Uli znaleziono 19.03.1998 roku. Podejrzanych było wielu, kilka osób zostało tymczasowo aresztowanych, ale wszyscy wyszli na wolność
10 września 2019
Sprawę umorzono. Dowody i zabezpieczone ślady trafiły do policyjnego magazynu. Prokuratura do sprawy wróciła prawie po 10 latach.
Dla rodziców to był straszny widok. We własnym domu, w wannie bez wody, znaleźli zwłoki swojej 12-letniej córki. Nagie ciało dziewczynki zawinięte było w prześcieradło. Na głowie miała sportowe spodenki. Nie oddychała, a ciało było już zimne. Policjanci pojawili się błyskawicznie. Na ekipę techników kryminalnych chwilę czekali.
– Kogoś podejrzewacie? – padło standardowe pytanie.
Rodzice jeszcze nie mogli uwierzyć, że ich kochana córeczka nie żyje. Próbowali poukładać wszystko w całość. Odtworzyć rozkład dnia dziewczynki. Powinna być w szkole, a potem na treningu z szermierki, ale wiele wskazywało, że tego dnia nie wyszła w ogóle z domu. Starszy syn twierdził, że siostra chciała zrobić sobie wolne i zamiast do szkoły poszła do lekarza. Jeden telefon do szkolnego wychowawcy wystarczył, by potwierdzić, że na lekcje nie dotarła. Potem okazało się, że u lekarza również nie była.
Rodzice rozpaczali, różne myśli przychodziły im do głowy, ale obydwoje na wcześniej postawione pytanie bez namysłu odpowiedzieli: Tomasz T.
Idealne alibi
Był zdenerwowany. O wiele bardziej niż mu się wydawało, kiedy połączył dziwne znaki w jedną całość i doszedł do wniosku, że jego żona go zdradza. Od dawna mu na niej nie zależało. Przestała go nawet podniecać i ich życie seksualne już nie istniało. Owszem, jakiś czas temu żona próbowała się do niego tulić i stosować różne babskie sposoby i triki, by wzbudzić w nim pożądanie, ale nic z tego nie wychodziło. Był jak lód, znaczy zimny, bo o pobudzeniu i twardości w odpowiednim miejscu nie mogło być mowy. W końcu odpuściła, a jemu to odpowiadało. Gdzieś wyczytał, że nazywa się to białe małżeństwo.
Tomasz był zwykłym hydraulikiem, ale miał duże aspiracje. Uważał siebie za bardzo inteligentnego osobnika, przecież czytał tak dużo książek.
Jednak w obliczu zdrady, zadziałały zwykłe, proste mechanizmy. Poczuł zazdrość oraz złość i postanowił wytropić, z kim spotyka się jego żona. Rano jak zawsze wyszedł do pracy, ale zaraz po dotarciu do zakładu zgłosił się do szefa i poprosił o kilka godzin wolnego.
– Szefie, mam w sądzie sprawę o alimenty, muszę się stawić i wyjaśnić swoje – poprosił o zwolnienie.
Doskonale wiedział, że podając taki powód, na pewno dostanie wolne przedpołudnie. Z najnowszym wydaniem miesięcznika „Detektyw” zaczaił się w bramie naprzeciwko wejścia do swojej kamienicy. Spodziewał się, że niewierna żona pójdzie na schadzkę gdzieś na mieście. Zamierzał ją wtedy śledzić. Znał doskonale wszystkich mieszkańców niewielkiego budynku i w wypadku, gdyby dojrzał jakąś nieznajomą osobę, zamierzał zaskoczyć małżonkę w domu. W głowie układał sobie przemówienie, szukał odpowiednich słów na taką okoliczność. Miały być ostre i nie pozostawiać wątpliwości, kto w tym związku jest poszkodowany.
Czas płynął wolno. Nic się nie działo, szybko zaczął się nudzić. Uważał się za eksperta w działce detektywistycznej, ale nigdzie nie wyczytał, że śledzenie to strasznie nudna robota. Żeby umilić sobie oczekiwanie, sięgnął po przygotowane na wszelki wypadek czasopismo. Lektura go wciągnęła, zrobiło się późno, a żona ciągle nigdzie nie wyszła. Musiał wracać do pracy, jego alibi z rozprawą w sądzie się kończyło.
Co planował Tomasz T.? Czy miał coś wspólnego z morderstwem Uli? Odpowiedzi na te pytania poznasz sięgając po wrześniowego „Detektywa”, w którym znajdziesz tekst Małgorzaty Lipczyńskiej pt. „Zabójca, który czytał kryminały”.
Ten i inne wciągające teksty o tematyce kryminalnej znajdziesz w najnowszym wydaniu „Detektywa” nr 9/2019 w sprzedaży od 13 sierpnia 2019 roku, a także w wersji elektronicznej do kupienia TUTAJ oraz w wersji do słuchania dostępnej TUTAJ.