„Życie co prawda miał bezbarwne, ale za to piękną śmierć”, czyli jak zabija seks. Dla niektórych miłosne uniesienia mogą skończyć się fatalnie…
25 czerwca 2018
Nie tylko lekarze seksuolodzy twierdzą, że seks krzepi. Dzięki aktywności seksualnej można się odchudzić, zrelaksować i wzmocnić. Czy jednak na wszystkich ma on równie dobroczynny wpływ? Otóż niezupełnie. Nie dość, że podczas stosunku można się tym i owym zarazić, to jeszcze zdarzają się wypadki śmiertelne. Najbardziej ryzykują mężczyźni w zaawansowanym wieku, o słabym sercu i wysokim ciśnieniu. Dla nich miłosne uniesienia mogą się skończyć fatalnie. Inni także powinni uważać… Oto kilka pouczających przykładów, o których warto pamiętać, zanim przystąpi się do rzeczy.
Na początek jedna z najbardziej znanych historii, z udziałem Nelsona Rockefellera, wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych za prezydentury Geralda Forda. Pochodził on z rodziny ludzi długowiecznych: jego ojciec żył 86 lat, dziadek 98 lat, zaś brat David, w czerwcu 2016 roku obchodził setne urodziny. Nelsonowi nie było dane żyć tak długo. Zmarł 26 stycznia 1979 roku, w wieku zaledwie 70 lat.
Bardzo dobra asystentka
Tego dnia nic nie zapowiadało tragedii. Po południu Rockefeller zjadł obiad z rodziną w penthousie przy 5. alei. Pod wieczór zaś, w doskonałym nastroju, pojechał do pracy. W swoim biurze w Rockefeller Center miał pracować nad albumem poświęconym kolekcji jego dzieł. Niespodziewanie, tuż przed północą, rodzina dowiedziała się, że prezydent nie żyje. Co takiego się zdarzyło, że krzepki za dnia starszy pan nie przeżył nocy? Fakty okazały się tak szokujące, że rodzina za wszelką cenę chciała je zataić. Nie udało się. Wścibscy reporterzy szybko wyjaśnili sprawę.
Okazało się, że miliarder wcale nie pojechał do biura, lecz do swej rezydencji przy 54. alei, skąd zadzwonił do swej asystentki, 26-letniej Megan Marshack.
Dziewczyna, w powabnej wieczorowej sukni, zjawiła się kilkanaście minut później, po czym oboje zabrali się do „pracy”. Jednak w jej trakcie coś poszło nie tak. Wiceprezydent zasłabł, a dziewczyna wpadła w panikę.
Zamiast od razu wezwać pogotowie, zatelefonowała do swojej przyjaciółki, Ponchity Pierce. To dopiero ona zadzwoniła po ambulans.
Pomoc przybyła natychmiast, ale było już za późno. Nelson Rockefeller zmarł na zawał serca w drodze do szpitala. Niedługo później w prasie zaroiło się od złośliwych komentarzy. Oto jeden z nich: „dobra asystentka zawsze jest u boku szefa, a bardzo dobra leży pod nim”.
Zabójcza kochanka
Niemal 100 lat wcześniej, równie złośliwie komentowano śmierć prezydenta Francji, Felixa Faure, który rządził od 1895 roku. Nie był on jednak ani wybitnym politykiem, ani też wiernym mężem. O jego „herbacianych posiedzeniach” w Pałacu Elizejskim z kochanką, panią Steinheil, krążyły legendy. Co więksi prześmiewcy mówili nawet, że to ona, a nie Faure, mianowała i odwoływała ministrów.
Pani Steinheil była żywiołową, bardzo ładną i niebywale obrotną 28-letnią osóbką, zaś prezydent Faure przeżywał właśnie swoją jesień życia. Miał 56 lat, lekką nadwagę, a po dłuższym wysiłku dostawał zadyszki. W jego związku z panią Steinheil, to ona była osobą wiodącą, więc bulwarówki miały używanie. Dziennikarze dworowali, że odkąd prezydent wziął sobie kochankę, to niewiele sił pozostawało mu na kierowanie państwem.
Można powiedzieć, że pani Steinheil rzeczywiście wyssała z niego życie. Wieczorem 16 lutego 1899 roku, w apartamentach prezydenta w Pałacu Elizejskim, zaaplikowała mu taką dawkę seksu oralnego, że Faure nie wytrzymał. Zmarł na zawał serca. Francja straciła kiepskiego prezydenta, ale okoliczności jego zejścia robiły wrażenie. Jeden z dziennikarzy napisał, że prezydent Faure „życie co prawda miał bezbarwne, ale za to piękną śmierć”.
Związek z kochanką jest zazwyczaj ekscytujący, ale bywa także niezdrowy. Przekonali się o tym niejedni mężowie, ale też i ci panowie, którzy żon nie mieli. Na przykład – papież Jan XII umarł, ponieważ wśród jego licznych kochanek była mężatka.
Według jednych zginął, salwując się ucieczką z alkowy niewiernej żony. Według innych – zabił go zdradzany mąż.
Fatalny pojedynek
W przywołanej wyżej historii mężowi udało się wymierzyć sprawiedliwość, ale nie zawsze romans tak właśnie się kończy. Czasami to kochanek wygrywa.
Taki na przykład landrat, czyli starosta pruski, Adolf von Bennigsen. Uważał się za szczęściarza. Miał piękną, młodszą od siebie o 11 lat żonę Elżbietę, a z nią pięcioro dzieci. Pewnego dnia jednak wszystko się skończyło. Dowiedział się, że żona nie jest mu wierna. Od dłuższego czasu zdradzała go z Oswaldem Falkenhagenem – młodym i pięknym sąsiadem, dzierżawcą sporych dóbr ziemskich koło Hanoweru.
Von Bennigsen, jako człowiek honoru, wyzwał oczywiście gacha na pojedynek. Wyznaczono datę – poranek 18 stycznia 1902 roku, oraz miejsce – plac koronacyjny w Springe. Sekundanci uzgodnili warunki: przeciwnicy mieli strzelać do siebie po wcześniejszym odliczeniu 15 „skocznych” kroków.