ARCHIWALNE WYDANIE

10/2005 (230)

SPIS TREŚCI

OD REDAKCJI

Straty na oszczędzaniu. Niedawno mój znajomy postanowił zaoszczędzić trochę pieniędzy – po raz kolejny, ale teraz zupełnie na serio. Zmusiło go do tego życie. Wysłużony telewizor, choć dobrej marki, po kilkunastu latach nienagannej pracy ostatecznie wyzionął ducha. Dodatkowo do podjęcia decyzji zmobilizował go artykuł w specjalistycznym piśmie, z którego wynikało, że: …rosną oszczędności Polaków. W ciągu ostatniego półrocza oszczędności gospodarstw domowych w Polsce zwiększyły się o 7,4 procent, do poziomu 425 mld złotych. Pomyślał sobie: a dlaczego to ja nie miałbym dołączyć do grona szczęśliwców, którym rośnie suma na koncie? Wyciął sobie z gazety ten fragment artykułu i przykleił do drzwi lodówki, żeby co rano, kiedy będzie sięgał po mleko, utwierdzał go w słuszności decyzji, by dołączyć do grupy tych, którzy chcą polepszenia poziomu swojego życia. Obliczył sobie, że jeśli będzie się starał i w czasie urlopu ominie pułapki, jakie zastawiają na wakacyjnych „bogaczy” plażowi sprzedawcy, obnośni dostarczyciele i budki pełne rzeczy niezbędnych, ale tylko do końca lata - to wymarzony aparat pojawi się w jego domu już w październiku. Może to zbieg okoliczności, ale on, podobnie jak kilka peerelowskich pokoleń Polaków, nadal uważa, że październik jest miesiącem oszczędzania. Jest żywym dowodem na to, jak skuteczne okazało się hasło wymyślone przed bodaj półwiekiem. Tymczasem nawet nie przypuszczał, jak w dzisiejszych czasach niebezpieczna dla niego i jego rodziny może się okazać decyzja o odłożeniu kilku groszy. Po pierwsze, przejrzał stałe obciążenia domowego budżetu i znalazł pozycję, która powinna pójść na pierwszy ogień. Od kilku miesięcy usiłował zrezygnować z usług firmy, która jak pyton zacisnęła się na ich rodzinnym koncie bankowym. Przedstawili się jako firma wysyłająca książki za okazyjną cenę i dał się namówić na członkostwo w rzekomym klubie. Po kilku miesiącach, zamiast obiecanych encyklopedii za grosze i tanich albumów malarstwa, dom został zalany paczkami zawierającymi najgorszą tandetę, jaką znał. Do szału doprowadziła go przesyłka zawierająca aparat fotograficzny „Canonan”, który w dobie cyfrówek śmiało mógłby uchodzić za replikę pierwszych aparatów na płyty szklane. Kiedy wypowiedział członkostwo, otrzymał zawiadomienie o skierowaniu sprawy do sądu i jednocześnie do firmy windykacyjnej. Przyczyna? Nie zapłacił za kolejne paczki. Tak więc, na starcie oszczędzania był już stratny na prawie dwieście złotych i bał się pomyśleć, co będzie jak przegra w sądzie.

Jarosław Heller