ARCHIWALNE WYDANIE

1/2002 (185)

SPIS TREŚCI

od redakcji

Ludzie listy piszą... Piszecie, Państwo, do nas listy, a my staramy się na nie odpowiadać, gdyż osobisty kontakt między nami uważamy za niezwykle cenny. Zazwyczaj korespondencja pomiędzy Czytelnikami a redakcją toczy się indywidualnie, bowiem dotyczy głównie spraw jednostkowych. Nie mamy specjalnej rubryki przeznaczonej na korespondencję, ale od czasu do czasu wygospodarowujemy na naszych łamach miejsce na skomentowanie pojedynczego listu bądź pakietu listów dotyczących konkretnej tematyki. Okazuje się jednak, że Państwu to nie wystarcza. Niektórzy z Was proszą nas o utworzenie swego rodzaju forum dyskusyjnego, ponieważ swoimi życiowymi doświadczeniami chcą podzielić się nie tylko z członkami zespołu redakcyjnego "Detektywa", ale także z innymi Czytelnikami. Szukają nie tyle rady, co wspólnoty przeżyć, pragną podzielić się podobnymi problemami, jakby sprawdzić reakcje innych na krzywdy, które ich spotkały. Nasze pismo jest specyficzne, pokazuje bowiem sprawy, które kryją się w przepastnych, mrocznych zakamarkach ludzkiej duszy. Wielu z Państwa chce do owych zakamarków nie tylko zajrzeć, ale również zgłębić je, zrozumieć i - wierzymy w to - oczyścić. Nie tylko u innych - także u siebie. Tak, jak na przykład pani Alina z woj. pomorskiego, która swoje uwagi i propozycje zawarła w następującym liście: (...) Na podstawie obserwacji doszłam do wniosku, że redakcje, które nie drukują listów przysłanych do nich, po jakimś czasie tracą popularność, aż w końcu przestają istnieć. O tym fakcie informowałam redakcję miesięcznika "Zbrodnie i Sex" i nie pomyliłam się, dziś już nie ma miesięcznika. (...) Pamiętam, gdy jeszcze byłam jego czytelniczką, były drukowane wówczas listy pokrzywdzonych kobiet przez mężczyzn. Były to głównie listy kobiet, które zostały brutalnie zgwałcone, lub los ten spotkał ich córki. (...) Te listy cieszyły się ogromnym zainteresowaniem i powodzeniem, ponieważ poruszały ważny problem, a mianowicie jeden temat, ale jak widać bardzo ważny. Chodziło o gwałty i kastrację. Wiele pokrzywdzonych pań miało okazję wyżalić się i pofantazjować na temat kary dla zboczeńców. To dawało im satysfakcję, że ktoś się tym zainteresował, przeczytał, czym mogły się podzielić, np. radami i znajomościami za pomocą redakcji. Uważam, że trzeba podtrzymywać więź między pokrzywdzonymi, którzy pragną solidarnie się wyżalić na łamach pisma.

Ewa Kozierkiewicz-Widermańska