ARCHIWALNE WYDANIE

12/1997 (136)

SPIS TREŚCI

od redakcji

Zapasowe życie. Ostatnim krzykiem dziecięcej mody jest elektroniczne "jajko" - mała, owalna zabawka zaopatrzona w miniaturowy ekran i kilka przycisków. To za ich pomocą dziecko powołuje do życia, a następnie karmi, zabawia, leczy i pielęgnuje jakieś zwierzątko - psa, kota, kurczaka, czy dinozaura. Dzięki właściwej "opiece" stworek rośnie, dożywa starości, wreszcie - umiera, aby następnie, dzięki odpowiedniej kombinacji klawiszy, narodzić się znowu. Pozornie więc zabawka ma walory wychowawcze, ponieważ uczy dziecko odpowiedzialności za czyjeś zdrowie. Za życie również. Owo stworzonko można bowiem karcić, bić, nawet zabić na każde życzenie. - Dałem mu tyle klapsów, że zdechł. Ale to żaden problem, bo zaraz urodzę go od nowa - cieszył się 9-letni Filip dodając, że to świetna zabawka... "Jajko" jest jednak niczym w porównaniu z niektórymi, prawdziwymi już, grami komputerowymi. Oto jestem żołnierzem jakiejś - tu narodowość i nazwa do wyboru - armii i moim zadaniem jest dotarcie do określonego celu, zdobycie znaczącego obiektu itp. Dokonuję tego wszystkimi, przewidzianymi przez autorów gry, środkami. A ponieważ wszystkie chwyty są tu dozwolone, zabijam więc po drodze bez skrupułów wszystko, co się rusza. Łącznie z dziećmi, starcami, psami, bo choć nie stanowią dla mnie bezpośredniego zagrożenia, to za każdą "sztukę" jestem nagradzany dodatkowymi punktami. Mnie wprawdzie co jakiś czas też trafia kula przeciwnika, ale to nieważne - mam przecież zapasowe "życia", a w ostateczności, gdy stracę je już wszystkie, rozpocznę grę od początku.

Ewa Kozierkiewicz-Widermańska