ARCHIWALNE WYDANIE

4/1996 (110)

SPIS TREŚCI

od redakcji

Bez optymizmu. Statystyka rzeczywiście może przerażać. Od 1989 roku liczba zabójstw w Polsce wzrosła o 100 procent; z uproszczonego rachunku wynika, że każdego dnia aż 4 osoby stają się ofiarami zbrodni! Każdego też dnia dochodzi do prawie 65 rozbojów i blisko dwóch tysięcy kradzieży. Ogółem, w 1995 roku, popełnionych zostało prawie 975 000 przestępstw. Jest to o 7,6 proc. więcej niż w roku poprzednim i niemal dwa razy tyle, co przed sześciu laty! Z sondaży wynika, że nie czujemy się bezpieczni. Wielu ludzi nie pociesza wyliczenie, iż 85 procent przestępstw kryminalnych to „tylko” czyny przeciwko mieniu, z czego większość stanowią przestępstwa tzw. drobne, zagrożone karą pozbawienia wolności do lat trzech. Samopoczucia przeciętnego Polaka nie poprawia także analiza danych, przedstawiających skalę przestępczości poza naszymi granicami. Mieszkańcy niektórych zachodnich krajów patrzą bowiem na nas z zazdrością. Bo czymże jest polskich 1500 napadów z bronią, w porównaniu z 20 000 rocznie w Niemczech, czy 60 000 we Włoszech? Dla mieszkańców województwa stołecznego i Warszawy, miasta najbardziej zagrożonego przestępczością (4845 napadów w ub.r.), szczecińskiego (3363), gdańskiego czy legnickiego (po 3450) nie ma znaczenia, że większość napadów z bronią to porachunki między obywatelami WNP lub rodzimymi gangsterami. Ale przecież w tym wspólnym dla wszystkich przestępstw worku i konwojentów pieniędzy, i na właścicieli sklepów, kantorów, na listonoszy, a więc także i tych, którzy ze zorganizowaną przestępczością nic wspólnego nie mają.

Ewa Kozierkiewicz-Widermańska