ARCHIWALNE WYDANIE

4/2017 (368)

SPIS TREŚCI

OD REDAKCJI

Hurtownik zbrodni wychodzi na wolność? Wedle zapowiedzi, 30 marca 2017 roku, gdańska Temida zajmie się sprawą Leszka Pękalskiego, który odbywa karę 25 lat pozbawienia wolności za zabójstwo i zgwałcenie młodej kobiety. Orzeczona przed ćwierćwieczem kara kończy się 11 grudnia 2017 roku i – teoretycznie – mężczyzna powinien znaleźć się tego dnia na wolności. Władze aresztu śledczego w Starogardzie Gdańskim, gdzie przebywa w tej chwili skazany, wystąpiły z wnioskiem, aby zastosować wobec niego tzw. ustawę o bestiach i uznać go za osobę stwarzającą zagrożenie. Pękalski odbywa karę na oddziale terapeutycznym, gdzie znajdują się osadzeni z zaburzeniami osobowościowymi i jest objęty programem leczenia. Tajemnica lekarska nie pozwala na ujawnienie szczegółów jego stanu zdrowia. Leszek Pękalski, bardziej znany jako „wampir z Bytowa” albo „hurtownik zbrodni”, to bardzo kontrowersyjna i zagadkowa postać. Zatrzymany w 1992 roku pod zarzutem zabójstwa, zupełnie niespodziewanie i z własnej woli, zaczął opowiadać śledczym, że dopuścił się kilkudziesięciu takich przestępstw w latach 1984-1992. Początkowo wydawało się to nieprawdopodobne, jednak w miarę upływu czasu śledczy nabierali przekonania, że mężczyzna nie konfabuluje. Zaczęli analizować nie tylko jego rewelacje, ale również jego życiorys. Pękalski był samotnikiem. Nie miał przyjaciół ani stałego zajęcia, w rodzinnej wsi na Pomorzu ludzie traktowali go jak nieszkodliwego odludka. Jedynym hobby młodego Pękalskiego było podróżowanie pociągami po Polsce. Miał dużo wolnego czasu, zabierał ze sobą w drogę zwykłą reklamówkę, jechał na dworzec i ruszał przed siebie gdzie oczy poniosą. Pojawiał się w nieznanych miejscach, mordował, zaspokajał swoje żądze i wracał do domu. Taki przynajmniej obraz wyłaniał się po pierwszych miesiącach śledztwa. To pewnie dlatego wielu przypisywanych mu w akcie oskarżenia zabójstw początkowo w ogóle nie wiązano z jego osobą. Ćwierć wieku temu nikomu nie przyszło do głowy, że w Polsce może działać tak groźny seryjny morderca. Z drugiej strony, ówczesnych śledczych można częściowo usprawiedliwić – w tamtym czasie nie było jeszcze komputerowych baz danych, internetu, a o analizie kryminalnej dzięki skomplikowanym programom komputerowym nikt wtedy nie słyszał.

Krzysztof Kilijanek