„Hurtownik zbrodni” wychodzi na wolność? - Krzysztof Kilijanek
Zbrodnia byłego prezydenta - Roman Bartosiak
Niezdrowa przejażdżka - Ewelina Kolanowska
Euro w kolorze smoły - Konrad Buraczewski
Wielkanocne jaja - Laura Smokowicz
Ośmiornica czy pajęczyna? - Helena Kowalik
Rozbieraj się, cukiereczku - Karol Rebs
Osiemnaście lat bez kary - Wojciech Gantowski
Bardzo sprytna staruszka - Małgorzata Lipczyńska
Zdolne uczennice Gorgonowej - Leon Madejski
W Lubuskiem też straszy - Agnieszka Kozak
Grubas z Wydziału Zabójstw - Andrzej Poll
Hurtownik zbrodni wychodzi na wolność? Wedle zapowiedzi, 30 marca 2017 roku, gdańska Temida zajmie się sprawą Leszka Pękalskiego, który odbywa karę 25 lat pozbawienia wolności za zabójstwo i zgwałcenie młodej kobiety. Orzeczona przed ćwierćwieczem kara kończy się 11 grudnia 2017 roku i – teoretycznie – mężczyzna powinien znaleźć się tego dnia na wolności. Władze aresztu śledczego w Starogardzie Gdańskim, gdzie przebywa w tej chwili skazany, wystąpiły z wnioskiem, aby zastosować wobec niego tzw. ustawę o bestiach i uznać go za osobę stwarzającą zagrożenie. Pękalski odbywa karę na oddziale terapeutycznym, gdzie znajdują się osadzeni z zaburzeniami osobowościowymi i jest objęty programem leczenia. Tajemnica lekarska nie pozwala na ujawnienie szczegółów jego stanu zdrowia. Leszek Pękalski, bardziej znany jako „wampir z Bytowa” albo „hurtownik zbrodni”, to bardzo kontrowersyjna i zagadkowa postać. Zatrzymany w 1992 roku pod zarzutem zabójstwa, zupełnie niespodziewanie i z własnej woli, zaczął opowiadać śledczym, że dopuścił się kilkudziesięciu takich przestępstw w latach 1984-1992. Początkowo wydawało się to nieprawdopodobne, jednak w miarę upływu czasu śledczy nabierali przekonania, że mężczyzna nie konfabuluje. Zaczęli analizować nie tylko jego rewelacje, ale również jego życiorys. Pękalski był samotnikiem. Nie miał przyjaciół ani stałego zajęcia, w rodzinnej wsi na Pomorzu ludzie traktowali go jak nieszkodliwego odludka. Jedynym hobby młodego Pękalskiego było podróżowanie pociągami po Polsce. Miał dużo wolnego czasu, zabierał ze sobą w drogę zwykłą reklamówkę, jechał na dworzec i ruszał przed siebie gdzie oczy poniosą. Pojawiał się w nieznanych miejscach, mordował, zaspokajał swoje żądze i wracał do domu. Taki przynajmniej obraz wyłaniał się po pierwszych miesiącach śledztwa. To pewnie dlatego wielu przypisywanych mu w akcie oskarżenia zabójstw początkowo w ogóle nie wiązano z jego osobą. Ćwierć wieku temu nikomu nie przyszło do głowy, że w Polsce może działać tak groźny seryjny morderca. Z drugiej strony, ówczesnych śledczych można częściowo usprawiedliwić – w tamtym czasie nie było jeszcze komputerowych baz danych, internetu, a o analizie kryminalnej dzięki skomplikowanym programom komputerowym nikt wtedy nie słyszał.
Krzysztof Kilijanek