ARCHIWALNE WYDANIE

5/2002 (189)

SPIS TREŚCI

od redakcji

To już wojna! Trzeba było aż tragedii, aby wreszcie powrócił temat skuteczniejszej i bezpieczniejszej walki policji z bandytami. Przypomnijmy: pod koniec marca br., koło Nadarzyna, na policjantów zabezpieczających i inwentaryzujących przejętego z rąk bandytów tira wraz ze skradzionym ładunkiem, napadła grupa świetnie uzbrojonych gangsterów. Wywiązała się strzelanina, w wyniku której śmierć poniósł jeden z piaseczyńskich policjantów. Natychmiast rozpętała się w mediach dyskusja na temat możliwości policji w ściganiu bandytów, uzbrojenia funkcjonariuszy oraz - co szczególnie istotne w kontekście tragicznego zdarzenia pod Nadarzynem - przewidzianych prawem zasad używania przez nich broni. Zgodnie bowiem z ustawą o policji z 1990 roku oraz rozporządzeniem Rady Ministrów z 1996 r., policjant przez użyciem broni musi wypowiedzieć formułę: "Stój, bo strzelam", następnie oddać strzał ostrzegawczy w powietrze, a dopiero potem strzelać do bandyty i to w taki sposób, aby wyrządzić mu "możliwie najmniejszą szkodę", co w praktyce sprowadzało się do celowania i strzelania w nogi. Tymczasem od wielu lat policjanci domagają się uproszczenia tej procedury, czyli po prostu dostosowania do realiów. "Bywa, że podczas akcji mamy ułamek sekundy na podjęcie decyzji a drugie tyle na celne oddanie strzału" - argumentują dodając, że to właśnie te ułamki sekund często decydują o przeżyciu. Teoretycznie dopuszczone jest wprawdzie odejście od owej sztywnej procedury i natychmiastowe użycie broni w sytuacjach bezpośredniego zagrożenia życia. To jednak teoria, gdyż nie sposób precyzyjnie określić przepisami każdej sytuacji, w jakiej mogą się znaleźć ścigający przestępców policjanci. Dokładnie natomiast wiedzą, co ich czeka w przypadku użycia broni, postrzelenia bandziora, a już nie daj Boże - zabicia go; wizja późniejszych kłopotów skutecznie zniechęca wielu policjantów przed sięgnięciem po broń nawet wtedy, gdy wyciągnąć ją powinni.

Ewa Kozierkiewicz-Widermańska