ARCHIWALNE WYDANIE

6/2006 (238)

SPIS TREŚCI

OD REDAKCJI

Brzmi zbyt pięknie... W któryś prima aprilis słuchałem w radiu audycji z telefonicznym udziałem słuchaczy. Prowadzący czytał fragmenty listów, a zadaniem dzwoniących była odpowiedź na proste pytanie: czy przedstawiona historia jest prawdziwa, czy zmyślona? Opisywane historie były przedziwne: operator telefoniczny przepraszał posiadacza telefonu za zawyżony rachunek, rejon energetyczny wzywał do odebrania nadpłaty, a ubezpieczyciel po ponownej analizie kosztorysu przyznał poszkodowanemu więcej pieniędzy na naprawę auta. Wśród tych historii znakomicie plasuje się opowieść pana, nazwijmy go Nowaka, który tuż przed Wigilią otrzymał groźnie brzmiące zawiadomienie z urzędu skarbowego, że wszczyna się przeciw niemu postępowanie karno-skarbowe i wzywa się go do złożenia wyjaśnień. Urząd chciał się dowiedzieć, skąd pan N. wziął pieniądze na kupno dużego i drogiego mieszkania. Pan Nowak przeczytał pismo i choć wiedział, że nie jest winny żadnego przekrętu, to z żalem stwierdził, iż starannie pielęgnowaną przez żonę ciepłą atmosferę świąteczną szlag trafił. Nie wiedział jednak, że strata zahaczy też o Wielkanoc, bo tyle mu zeszło na wyjaśnianiu sprawy. Poniósł też niemałe koszty, bo za kopie potwierdzonych przez urząd skarbowy zeznań musiał słono zapłacić. Nie mówiąc już o zwolnieniach z pracy i krzywych spojrzeniach szefa. Było tak. Zanim kupił nowe, to sprzedał stare mieszkanie i stąd miał większość pieniędzy, reszta zaś pochodziła z udokumentowanych oszczędności. Urząd dostał tylko umowę kupna nowego mieszkania, a nie otrzymał umowy sprzedaży starego locum. Gdyby się stało jak należy, to byłoby jasne, że kwota różnicy wartości obu lokali nie jest porażająca, szczególnie dla lekarza z kilkunastoletnim stażem i prywatną praktyką. Niepotrafiący się przyznać do swojej porażki urzędnicy, zamiast grzecznie przeprosić pana Nowaka, postanowili sprawdzić, czy prawidłowo rozliczyć PIT-y. I tu spotkała ich zasłużona kara. Ponieważ sprawa stała się dość głośna w urzędzie, nie dość biegli widać w liczeniu słupków urzędnicy poprosili o pomoc swoich przełożonych, a ci stwierdzili, że petent pomylił się znacznie, ale… na swoją niekorzyść. Skarbówce przyszło oddać mu ponad pięć tysięcy złotych i nie chcą sobie nawet wyobrażać, co tam się działo w tym urzędzie.

Jarosław Heller