ARCHIWALNE WYDANIE

7/1997 (130)

SPIS TREŚCI

od redakcji

Wczasowicze uważajcie! Gdzie wyjechać na wczasy? Która firma oferuje atrakcyjniejsze i tańsze usługi? Na turystycznym rynku funkcjonuje wiele firm. Niektóre jak meteory pojawiają się i znikają w ciągu jednego sezonu. Znikają z pieniędzmi swoich klientów... Panią Krystynę interesowały wczasy nad morzem. Krótki, jednotygodniowy turnus, na który chciała jechać z wnuczką. Przejrzała dodatek turystyczny "Gazety Wyborczej" i znalazła to czego szukała. Firma "Panda-Tours" oferowała wczasy w Łebie, Jastrzębiej Górze, Cetniewie na dowolną ilość dni. Eleganckie pensjonaty, dobre wyżywienie, konkurencyjne ceny - wszystko to brzmiało bardzo zachęcająco. Pani Krystyna pojechała do podanej w ogłoszeniu siedziby firmy. Spisana została umowa, po czym zapłaciła za pokój z łazienką i telewizorem oraz wyżywienie dla dwóch osób w pensjonacie położonym 500 m od morza. Dwa tygodnie później szczęśliwa babcia wraz z 13-letnią wnuczką wysiadła z pociągu w Łebie i udała się pod widniejący na skierowaniu wczasowym adres. Mężczyzna, który powitał ją w holu budynku, dowiedziawszy się, że ma skierowanie z biura Panda-Tours złapał się za głowę i z wściekłością krzyknął: - O patrzcie! Jeszcze jedna z "Pandy". Nie chcę mieć z tą firmą nic wspólnego! Wkrótce do pensjonatu zaczęło przybywać coraz więcej osób. Wszystkie miały skierowania z tego samego biura. Właściciel pensjonatu oznajmił każdemu po kolei, że skierowań z "Pandy" nie honoruje, ponieważ firma ta wpłaciła mu tylko zadatek i nie dopłaciła reszty pieniędzy, nie wywiązała się więc z umowy. Na podwórzu przed domem czekało ponad 30 osób. Wiele osób przyjechało z małymi dziećmi. Zdenerwowanie rosło, jedni prosili, aby mogli przenocować choć tę jedną noc, inni zastanawiali się, czy nie wyegzekwować tego siłą. Właściciel był głuchy na prośby, a groźby budziły w nim jeszcze większą wściekłość.

Marcin Braun