ARCHIWALNE WYDANIE

7/2011 (299)

SPIS TREŚCI

Od redakcji

Wakacje to czas kiedy często biesiadujemy w gronie rodziny i znajomych. Polacy szczególnie upodobali sobie grillowanie, które tak nam się spodobało, że z przyjemnością spotykamy się przy dymiącej kratce, na której ciasno leżą kiełbaski, szaszłyki i inne mięsiwa. W takim anturażu chętnie raczymy się napojami… tymi z procentami. Niestety, wiele osób nie bacząc na to, że karkóweczka była popita kilkoma piwami, siada za kierownicą i dumnie odwozi swoich najbliższych. Co najgorsze, dzieje się to przy aprobacie innych biesiadników i o zgrozo, samych pasażerów, transportowanych przecież w okolicznościach najwyższego ryzyka. Nikt nie myśli o tym, że to niebezpieczne, że ktoś może stracić życie. Jedynym zagrożeniem jest „niedobry” pan policjant, który może zatrzymać. Kierowcy, którzy wypili kilka głębszych, są najczęściej przekonani, że przecież dobrze się czują i wcale nie są pijani, a alkohol na nich nie działa. Pogardliwie też prychają: „Co? Ja nie dam rady?” albo rozkładają ręce i mówią: „Nie mam jak wrócić do domu, nie mam wyjścia…”. Z badań przeprowadzonych dla Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego (KRBRD) przez TNS OBOP wynika, że Polacy świadomie podejmują ryzyko prowadzenia pojazdów po spożyciu alkoholu, wierząc w swoje doskonałe umiejętności kierowców. Niestety statystyki temu przeczą. W 2010 roku z winy pijanych kierowców zginęło w Polsce 455 osób. Natomiast w trakcie ostatniego majowego weekendu policja zatrzymała 2268 kierujących nietrzeźwych. Wydaje się, że dopóki będzie przyzwolenie społeczne na jazdę po pijanemu, dopóty liczba prowadzących na podwójnym gazie nie będzie się zmniejszać. Refleksja przychodzi najczęściej, kiedy dochodzi do tragedii, ale wtedy jest już za późno…

Monika Frączak