ARCHIWALNE WYDANIE

9/2008 (265)

SPIS TREŚCI

Od redakcji

Pałką w żonę. Pani Kamila O. jest niezależną finansowo, cenioną dentystką, prowadzi razem z koleżanką prywatny gabinet. Jednak w życiu prywatnym od lat przeżywa koszmar. Jest bita i maltretowana psychicznie przez męża, a także szantażowana, że w razie rozwodu on pozbawi ją prawa opieki nad dwojgiem ich dzieci. Od kilku lat „zbiera na nią papiery”, sam kreując się na ofiarę żony – niezrównoważonej psychicznie i zagrażającej ich dzieciom. Mąż Kamili O. jest policjantem. Nie znamy skali zjawiska pod nazwą: policjanci biją żony. Nikt bowiem nie prowadzi statystyk, które prezentowałyby zawody sprawców przemocy domowej. Przypadki znęcania się nad rodziną zdarzają się tak samo wśród lekarzy, wysokich urzędników państwowych, prezesów wielkich firm, jak i nauczycieli, dziennikarzy, handlowców. Jednak przemoc w rodzinach policyjnych ma w odczuciu społecznym nieco inny wymiar. Kobiety pytają: jak mamy uwierzyć w działania na rzecz spokoju i bezpieczeństwa policjanta, który po pracy katuje swoją żonę? Jak możemy mieć zaufanie do stróża prawa, który to prawo łamie po przekroczeniu progu własnego domu? Sami policjanci mówią, że w resorcie chowa się pod dywan tego rodzaju problemy. Komenda Główna Policji dysponuje wiedzą o niespełna 120 przypadkach w ciągu dwóch lat. Jednocześnie, do powstałego niedawno Policyjnego Centrum do Walki z Przemocą w Rodzinie pod patronatem rzecznika praw obywatelskich, tylko w 2007 roku przyszło po pomoc ponad 130 kobiet oraz już 50 w pierwszych miesiącach roku 2008. I nie są to te same kobiety, które zgłosiły się z oficjalną skargą do policji. Ofiary przemocy w rodzinach policyjnych boją się podwójnie. Wiedzą, że koledzy z pracy zazwyczaj osłaniają się wzajemnie i bagatelizują sprawę. Najczęściej przekonują kobietę, że zachowanie jej męża wynika z przepracowania i stresów, spowodowanych „robieniem wyników” na potrzeby przełożonych. Koronnym argumentem jest jednak to, że skarga żony poskutkuje złamaną karierą jej męża, utratą pracy, a więc i dla niej samej oraz jej dzieci pozbawieniem środków do życia. I nawet gdy fakt znęcania się wyjdzie poza próg jego domu, to po krótszym lub dłuższym okresie „pokuty” sprawcy oraz zapewnień poprawy, wszystko wraca do normy. Czyli znowu do bicia, upokarzania, i to w sposób zdecydowanie bardziej wyrafinowany niż w domach „zwyczajnie patologicznych”. Bywa, że przerażona narastającą agresją męża kobieta odważy się zadzwonić na komisariat z prośbą o pomoc. Patrol przyjeżdża, uspokaja na chwilę szaleńca, ale następnego dnia okazuje się, że.... nie było żadnego zgłoszenia. W każdym razie w dokumentach. Marek K., który przepracował w policji ponad ćwierć wieku twierdzi, że jedynym sposobem na kolegów, którzy katują swoje rodziny jest strach oraz brak poczucia bezkarności. Któregoś dnia sekretarka ich wydziału przyszła do pracy z ewidentnymi śladami pobicia. Nie wytrzymała, rozpłakała się i wydusiła z siebie, że jej mąż, a zarazem kolega z tej samej sekcji, kolejny raz po pijanemu pobił ją niemal do nieprzytomności.

Ewa Kozierkiewicz-Widermańska