ARCHIWALNE WYDANIE

1/2004 (26)

SPIS TREŚCI

OD REDAKCJI

Ale co dalej? Jakieś dwa lata temu tygodnik „Wprost” opublikował wynik ankiety, w której młodzież liceów i szkół zawodowych wypowiadała się na temat swojej przyszłości. O ile zdecydowana większość dziewcząt widziała się w tradycyjnych rolach społecznych (praca zawodowa, dom, rodzina, mąż i dzieci), to prawie co szósty chłopiec przyznał otwarcie, że po skończeniu nauki będzie chciał przystać do zorganizowanej grupy przestępczej. Ankieta, która powinna zapoczątkować generalną debatę nad stanem świadomości polskiej młodzieży i jej przyszłością, przeszła właściwie bez echa. Wyparły ją z łamów prasy inne jednodniowe sensacje: afery korupcyjne, strzelaniny gangsterów, wydarzenia sportowe, albo samobójstwo ucznia, który nie potrafił znieść szkolnej „fali”. Wydaje się, że prasa coraz bardziej stroni od podejmowania ważkich problemów społecznych, jakby również dziennikarze zatracili umiejętność rozmawiania o najpoważniejszych sprawach. Przestępstwa (także popełniane przez prominentnych polityków) i agresja stały się czymś tak codziennym i powszechnym, że przestały wzbudzać oburzenie, czy chociażby zdziwienie. Teraz budzą jedynie lęk, albowiem każdy boi się, że to on może stać się kolejną ofiarą przemocy. Boją się zwłaszcza kobiety; wystarczy popatrzeć jak wsiadają do samochodu. Zanim zapną pasy i przekręcą kluczyk w stacyjce, blokują od wewnątrz drzwi auta. Strach przed prymitywnym bandziorem jest więc dzisiaj w Polsce, u początku XXI wieku, zjawiskiem powszechnym i zrozumiałym. Nikt nie chce być ofiarą i każdy stara się zachować maksimum ostrożności. Polska nie jest zresztą w tej mierze wyjątkiem. Wzbierająca od lat fala przestępczości i coraz powszechniejsza agresja w stosunkach międzyludzkich jest od paru dziesiątków lat przedmiotem poważnych badań naukowych. W Stanach Zjednoczonych, gdzie strach przed napaścią jest najbardziej powszechny, powstały nawet wyspecjalizowane instytucje, w których uczy się ludzi, jak rozpoznawać zbliżające się niebezpieczeństwo. Wydaje się, że wkrótce nadejdzie pora na takie instytucje także w Polsce. Nietrudno bowiem zauważyć, że z tego wszystkiego, co oferuje nam wolnorynkowy kapitalizm, najpowszechniej i najszybciej przyjmują się u nas negatywne wzorce.

Jeremi Kostecki